Lirene

Dziś krem, w którym pokładałam ogromne nadzieję. Kupiłam go na super promocji. Miałam nadzieję, że będzie genialny ze względu na swoją cenę przed promocją. Chodzi tu o krem Lirene Dermoprogram, Lab Therapy. Jest to krem dotleniająco-nawilżający z kwasem szikimowym na dzień. Producent obiecuje, że skóra będzie miękka i gładka, będzie wyglądała świeżo, witalnie i zdrowo. Z tym mogę się zgodzić, wszystko jest ok, ale to jak wygląda jego aplikacja to jest nieporozumienie. Trzeba się go nauczyć. Pierwsza aplikacja i moja myśl "ej co jest, czemu to się roluje". Dałam drugą szansę następnego dnia i znów to samo miałam niebieskie farfocle na twarzy przez cały dzień. Podrapałam się po czole, a pod paznokciami krem. Mówię no nie oszaleje co za dziadostwo, jakbym wydała ponad 40 złotych to wściekła bym się strasznie. Po kilku testach stwierdziłam, że trzeba go nakładać o połowę mniej niż każdego innego kremu. Niby jest to zaletą bo staje się mega wydajny, ale to ile mnie kosztowało nerwów jego używanie to tylko ja wiem. Ogólnie cera jest miękka, nie lepi się, jest delikatnie rozświetlona i wydaje mi się, że moja lwia zmarszczka nieco się splyciła, ale nie wiem czy to jest zasługa tego kremu, czy ogólnej wcześniejszej pielęgnacj. Pojawiły mi się wypryski, których od dłuższego czasu nie miałam, na pewno nie przyspiesza gojenia się "zenków". Nie kupiłabym go w życiu za normalną cenę, są o wiele lepiej działające i tańsze propozycje na rynku. Nawet gdybym go spotkała znów na takiej extra promocji, przeszłabym ten regał.

Zobacz post