Aaa i jeszcze hejt na dziekanat, za każdym razem jak tam pójdę dostaję inną informacje, traktują nas gorzej niż zwierzęta, kręciłam się dziś po uczelni i mieście jak chomik w kołowrotku i nic nie załatwiłam, bo pańcia z dziekanatu zaprzecza sama sobie. Brak mi słów
Hejtuję swoją pracę, bo zaczynam tracić do niej chęć. Tyle czasu było super, ale ostatnio dostałam po głowie od kierowniczki - wg mnie zupełnie niesłusznie - i od tej pory cały czas mam stres, czy to, co robię, jest okej, czy znów mi się dostanie. Ciężko się tak pracuje, zdążyłam wrócić po urlopie, a już mam dość
Ostatnio ciągle chodzę głodna... Kiedyś nie miałam pociągu do słodyczy a teraz dzień bez słodkiego dzień stracony.. Już nie wiem co ze sobą zrobić.
Do tego zgubiłam chustkę na uczelni. Ponoć znalazła się w szatni i nagle jej nie ma... dostała nóg
@zagmatwana, od tygodnia ja też ciągle jestem głodna. Tylko nie jem słodyczy. Jem owoce albo wafle ryżowe, ale ostatnio tak się objadłam, że wieczorem brzuch mnie bolał. Wstałam rano znowu z wilczym głodem
hejtuję kuriera DHL, miał mi dzisiaj dostarczyć paczkę, jestem w pracy, ale poprosiłam moją siostrę, która ma wolny dzień, by ją odebrała. Nagle dostaję smsa, że próba dostarczenia się nie udała i żeby wybrać inny dzień dostawy. Dzwonię do siostry, okazuje się, że była w domu ale żadnego kuriera nie było, nikt nie zadzwonił dzwonkiem. Dzwonię do kuriera a on twierdzi, że nikogo nie zastał w domu, powiedziałam mu, że to nieprawda, bo siostra jest w domu i czeka, a on się rozłączył. No szok po prostu.
Hejtuję.. chyba moje zycie ogólnie. Muszę się wygadać! Ten miesiąc mam tak pechowy, że rzygać i płakać mi się chce. Dostałam miesiąc temu samochód od męża, który nie wyglądał jak złom i było super....aż na początku października stuknęłam pana w korku, a wczoraj wjechał we mnie duży dostawczy samochód. Znowu w przód mam dość. W domu przejebane, a wczoraj to naprawdę nie z mojej winy było;/ i tak jest moja wina, bo "nie umiem jeździć", nie powinnam wsiadać do samochodu" itd.... Ogólnie mam przesrane. Jeszcze w dodatku mąż chce sprzedać "mój" samochód za karę i kupić jakiegoś złomiksa... tyle w kwestii mojego zdania co do mojego rzekomo samochodu. Mój szef powiedział, że dołoży mi się do naprawy (bo chujowy wyjazd z firmy itd) i że faktury mogę brać na firmę, ale i tak to nic nie zmienia. Teściowa to smao, a w sumie nawet gorzej. Wolę nie myśleć o tym, co będę musiała wysłuchać po powrocie do domu. Bo niezależnie od tego, co powiem, to i tak moja wina. Ogólnie atmosfera jest taka, że lepiej by bylo gdyby mnie ktoś potrącił na pasach, niż żebym rozbiła samochód. Mam ochotę się powiesić, miłego dnia wszystkim
co do jazdy samochodem - zdałam prawo jazdy w maju tego roku, od tego czasu nie jeżdżę non stop, bo pracuję na miejscu, idę do pracy 8 minut piechotą. Czasami jadę gdzieś na większe zakupy, czy do znajomych, czyli 1-2 razy w tygodniu i wszyscy oprócz mojego męża narzekają na moją jazdę - że długo zajmuje mi wyjazd z podwórka (mamy wąską bramę i słaby wyjazd, bo wyjeżdża się od razu na krzyżówkę, a mój samochód stoi prostopadle do bramy), że jeżdżę wolno, że zatrzymuję się przed pasami jak widzę, że ktoś stoi, że na parkingu stawiam samochód w najszerszym miejscu, zamiast najbliżej wejścia, no narzekań nie ma końca. Nikt nie potrafi zrozumieć, że muszę się nauczyć dobrze jeździć i nikt za kierownicą się nie urodził.
Ja zdałam w grudniu... Ale njabrdziej boli mnie to, że sami zaliczają wpadki, a widzą tylko moje błędy. Cały czas czuję się oceniana negatywnie (w oczach szanownej rodzicielki męża), a teraz to już w ogóle sobie tego nie wyobrażam... Ostatnio dowiedziałam się od ww osoby, że żle nam się powodzi finansowo, bo do kosciola nie chodzę...
serio? ja akurat na teściową nie narzekam, jestem przez nią bardzo lubiana i traktuje mnie jak córkę. Ale teściowe moich koleżanek też różnie na nie narzekają. Właśnie u mnie najgorzej jest jak komentuje mnie siostra, która jeździ 4 lata, a dopiero od niedawna radzi sobie lepiej, bo przez pierwsze 2 lata jeździła tak, że nikt nie wsiadał z nią do samochodu.