Poznalam swojego chlopa jak bylam w pracy Pracowalam jako kelnerka w Centrum Edukacji i Promocji Regionu Szymbark (tam gdzie jest dom do gory nogami) Tego dnia obslugiwalismy wesele a on byl swiadkiem swojego brata i ja akurat obslugiwalam stolik pary mlodej gdzie on siedzial Przegadalismy pol nocy A wiecie co bylo najlepsze...ze mialam na sobie regionalny stroj kaszubski a jemu sie to podobalo
U mnie to było tak że znaliśmy się z widzenia kiedyś gdzieś tam w szkole potem długo go nie widziałam koleżanka zaproponowała mi że odda mi swój bilet żebym jechała z drugą kumpela zamiast niej nad morze na 2 dni , pojechałam , spotkałam go , w końcu się poznaliśmy ! miłość d pierwszego wejrzenia dosłownie! spędzieliśmy ze sobą cały wieczór, przegadaliśmy przetańczyliśmy , skończyliśmy na plaży przy wchodzie słońca tam po raz pierwszy mnie pocałował i przytulił , od razu się zakochałam , na drugi dzień musiałam wracać do poznania załapałam się autem ze znajomymi ... on mimo że miał jeszcze 2 tyg urlopu nad morzem wrócił ze mną i zaprosił mnie kolejnego dnia na randkę , od tamtego dnia spałam u niego codziennie aż nawet nie wiem kiedy minęło 1,5 roku mieszkania razem
w szkole chodziliśmy do jednej klasy przy czym przez pierwsze dwa lata prawie nie rozmawialiśmy a potem wielka miłość
Niestety nie będę oryginalna. Poznaliśmy się w sieci. Po tygodniu rozmów online zapytał o spotkanie, spotkaliśmy się i tak to trwa, 27 czerwca tego roku mamy drugą rocznice
On zauważył mnie w szkole i zaczął do mnie pisać, a ja miesiąc wcześniej miałam złamane serduszko przez pewnego frajera. Wiec na początku miał rolę pocieszyciela... Ale teraz nie wyobrażam sobie życia bez niego ;3
Wybrałam się na osiemnastkę mojego bardzo dobrego kolegi ( swoją drogą dawnej miłości). Byłam po trudnym okresie, bo wmieszałam się w mezalians z moim przyjacielem. W drodze na imprezę głośno mówiłam, że daję sb spokój z facetami. No cóż, kiedy tylko przekroczyłam próg sali totalnie zaniemówiłam i wryłam się w ziemię. Stał z kolegą i patrzył uśmiechając się. Podszedł i zaczęliśmy rozmawiać ale to właśnie jego kolega zaczął ze mną flirtować Kiedy tylko kolega na chwilę dał mi odetchnąć, mój Książę pojawił się. Byliśmy jak dwie krople wody Oczywiście tamten z zazdrości zaczął robić dramy i miał jakieś wyrzuty do mnie, bo przez jakiś czas utrzymywaliśmy kontakt.
Zabawne jest to, że spotykając go wcześniej na ulicy zawsze zwracał moją uwagę, ale nigdy nie mogłam jakoś choćby zagadać do niego.
Odnaleźliśmy swój czas, jesteśmy razem ponad trzy lata, mieszkamy ze sb. Jest najlepszym zdarzeniem w moim życiu
Stał na bramce w lokalu gdzie jestem barmanka, nie zwracalam wczesniej uwagi bo bylam w zwiazku.. pewnego dnia imprezowalam nad jeziorem i nie mialam jak wracac :-(. Szef zadzwonił do niego i obiecalam piwko w ramach podziekowan i tak sie zaczelo :-)
Mój mąż był moim kolegą przez kilka lat następnie stał się przyjacielem zwierzaliśmy się sobie na wzajem z naszych problemów sercowych i w ogóle aż w końcu zakochaliśmy się w sobie a może już wcześniej tak było tylko żadne z nas nie chciało się do tego przyznać:-)
Ja swoją aktualną pierwszą miłość poznałam na terapii grupowej na którą chodzę od 5 miesięcy Dopiero od początku lutego zaczęliśmy rozmawiać ze sobą tak nie bezpośrednio i jesteśmy razem Pierwsze spojrzenie sobie głęboko w oczy i wiedziałam, że to on ♥
U nas to było tak że byłam w związku z facetem który był kolegą mojego obecnego chłopaka. On mnie źle traktował i ten mój obecny dał mi dowody na zdradę, i na zaczepki do innych dziewczyn i tak powoli się do niego zbliżałam i w sumie to była też miłość od pierwszego wejrzenia bo poznaliśmy się 22 grudnia a już nie długo zostaliśmy parą. I jesteśmy już razem 3 lata i 4 miesiące ; ) najważniejsze że szczęśliwi i nie chcemy nikogo innego !
Mój wcześniej przez 2 lata chodził z moja koleżanką... Nie, nie odbiłam go! Ona robiła mu przez dłuższy czas świństwa...Pamiętam, że kiedy pierwszy raz go spotkałam, jego wtedy dziewczyna strasznie mu dogadywało, a mi świetnie się z nim rozmawiało. Rok później zerwali, my zaczęliśmy się spotykać jako para kumpli, bo świetnie się rozmawiało, a później zaczęliśmy ze sobą chodzić, choć oboje sie baliśmy czy się uda i jak znajomi zareagują. A teraz nic nas to nie obchodzi - w sobotę będzie 4,5 roku.
O jeja, jest też i moja wypowiedź ale już nieaktualna
Po 3.5 roku rozstałam się z chłopakiem. Po pewnych sytuacjach otworzyłam oczy, że nie mogę się dać tak traktować i chodziło tu o zazdrość. Jednym słowem to nie mogłam nic i byłam o wszystko oskarżana. I w decyzji tej pomógł mi mój narzeczony! Razem pracowaliśmy j tam się spotkaliśmy. On był też w związku w, którym się psuło. Więc tak sobie doradzalismy. Oboje zerwaliśmy z tamtymi w podobnym czasie tylko w odstępie tygodnia. I tak leciało aż po 3 miesiącach wyszliśmy ze znajomymi do baru. On po mnie przyjechał bo miał po drodze, wiec tez mnie odwiózł. Było lato i bardzo ciepło dlatego zaproponowałam żeby posiedzieć nad zalewem i tam się wszystko zaczęło chociaż oboje nie chcieliśmy się do tego przyznać i oboje mówiliśmy, że to nic na poważnie. A teraz jesteśmy zaręczeni, mieszkamy razem a ja mam partnera z którym mogę się smiać, płakać, wkurzać , konie kraść
PS: oświadczył się nad zalewem, tam gdzie wszystko się zaczęło jaki romantyk
Ja swojego mężczyznę poznałam podczas spotkania ze znajomymi. Wybieraliśmy się większą grupą (ok. 30 osób) w plener na piwko, a mój najlepszy kumpel stwierdził że coś nas mało i zaprosił jeszcze kumpli ze swojej klasy, wśród których był też Michał. Fajnie się gadało, ale byłam w tym czasie w burzliwym związku, więc trochę trwało zanim poszłam po rozum do głowy i zakończyłam toksyczną relację, by móc na nowo zacząć z kimś wartościowym. Jak się okazało, było warto - jesteśmy szczęśliwą parą już od 7 lat
Ja mojego męża poznałam dość spontanicznie. Pojechałam z bratem do Poznania na Pyrkon, może ktoś kojarzy... I tam się zgubiłam. Podeszłam do pierwszego faceta na jakiego spojrzałam i to był on. Był dla mnie bardzo miły i wymieniliśmy się numerami. Akurat szedł na prelekcje z kolegami ale po godzinie się spotkaliśmy, zabrał mnie na miasto i w ogóle... Spędziliśmy razem piękne 3dni. Ja pojechałam do Wrocławia a on do Gdańska... Jednak rozłąka nie była nam pisana i po pół w roku ściągnął mnie do siebie. Jesteśmy razem już 3,5 roku w tym pół roku po ślubie .
Chyba jest tam gdzieś na początku mój poprzedni post, który jest już nieaktualny
A obecnego chłopaka poznałam w sieci, na portalu randkowym Jako, że oboje jesteśmy z różnych miast - ja mieszkam na wsi 15km od Łodzi a on pochodzi z Opoczna, ale studiuje w Krakowie - to na pierwsze spotkanie umówiliśmy się na neutralnym gruncie - w Łodzi Dla mnie to była przewaga, bo w Łodzi mieszkałam całe życie, więc gdyby to się okazał jakiś świr, to wiedziałabym, gdzie uciekać Ale już po rozmowach czułam, że tak nie będzie. Spotykamy się od 5-ciu miesięcy, na razie niestety na odległość, ale mam nadzieję, że w przyszłym roku to się zmieni
To chyba nie będę inna ja mojego faceta też poznałam na portalu randkowym (co dla wielu początkowo było niepojęte - przez internet? to długo nie potrwa). Pierwsza rozmowa jakoś nie zapadła mi w głowie, bo po krótkim czasie chyba przestał pisać. Za jakiś czas kiedy byłam w rozterce napisał. Nalegał wręcz na spotkanie. Będzie jechał na Tychy to możemy się spotkać - mówię co mi szkodzi (inny i tak robił mnie w butelkę). Dzieliło nas 130km. Pierwsze jego wrażenie na mój widok? Ponoć chciał uciekac, ja też jakoś nie do końca chyba byłam przekonana.
Ale pojechaliśmy w ustronne miejsce i zaczęliśmy rozmawiać - a w zasadzie to on, bo moje odpowiedzi to były tylko tak, nie lub nie wiem (byłam cholernie nieśmiała i czasami wciąż mam taki paraliż, ale już nie odpowiadam tymi słowami )
Zauroczył mnie swoim głosem i tym jak potrafił opowiadać. I to poranne przebudzenie na jego kolanach w blasku otulających promieni słońca moją twarz. Cudownie. Czułam się przy nim naprawdę dobrze i mimo że jest z domu dziecka nic mi nie przeszkadzało i nie obawiałam się, że jest jakimś bandytą, a wielu tak kończy po bidulu (wielu jego znajomych tak skończyło lub przypłaciło wybryki śmiercią). Później przyjechał do mnie swoim samochodem (służbowym już nie mógł jak za pierwszym razem) no i zalał silnik, bo zachciało się po kałużach jeździć sportowym samochodem (pomijam, że jak zobaczyłam auto to chciałam uciekać, bo nigdy nie chciałam "królewicza"). No i chyba ta sytuacja przypieczętowała nasz związek.
1.08 minęły 4 lata od pierwszego spotkania i szczerze od tego dnia liczymy nasze rocznice - łatwiej było zapamiętać.
A 12.10 miną 4 lata odkąd z nim mieszkam. Szybko powiecie, ale to był najlepszy sposób by się poznać. Przeszlismy już wiele, nawet kilka rozstań, ale nasza miłość myślę, że jest silniejsza. Mimo kłótni i częstych nieporozumień kochamy się i żadne nie wyobraża sobie nikogo innego. Czasem słyszę po co z nim jesteś skoro tak Wam się układa... To przykre, ale dlaczego ktoś ma zdecydować czy mam od kogoś odejść czy nie. To moje życie, mi daje w kość i myślę, że moje decyzje powinny być tylko moje, a nie z pryzmatu kogoś kto nawet nas nie zna.
to żem się nabazgrała - pewnie nawet nikomu nie będzie chciało się przeczytać