Rządowa strona dot. Koronawirusa wymienia sklepy, drogerie i apteki. A więc odzieżówka też, było nie było sklep. Już widzę te dzikie tłumy pań po 60 w galeriach handlowych...
Pamiętajcie, że seniorskie godziny dotyczą tylko dni powszednich, tj. od poniedziałku do piątku.
Mój teść ostatnio był z kolegą w szpitalu, bo złamał rękę. Nie chcieli go przyjąć dopóki nie podpisał, że ma covida, oczywiście nie podpisał i poszedł do innego szpitala. W ogóle go do szpitala nie wpuścili.
to jest dziwne, mój dziadek w ciągu tygodnia był dwa razy przyjmowany na SOR, miał robiony test w izolacji, wynik negatywny i normalnie został przyjęty na oddział
Właśnie tesciowa mi opowiadała, że nasz mechanik polak pojechał na 3 tygodnie do Polski i złe się poczuł, nie przyjęli go w żadnym szpitalu i szybko wracał do Niemiec. Okazało się, że coś mu w brzuchu pękło i jeszcze jeden dzień i by umarł 😶. Lekarze za głowę się złapali i szybko na stół i operacja .
Od mojej siostry facet rozwalił sobie głowę. Dziura na 2 cm. Byli w 3 miastach, na 3 SORach. Nikt go nie przyjął. Facet w namiocie powiedział, że to ani na 1 szew i że w sumie to zaschło
No zależy w jakim szpitalu. Np u mnie w Sosnowcu są dwa i oba zamknięte. Moja ciocia ma zapalenie żył i zakrzepice i dopiero po tygodniu trafiła do szpitala w innym mieście i tam powiedzieli, że nie ma miejsca i wypisali po kilku godzinach.
Jedynym plusem jest to ze moja babcia upadła jakiś czas temu. Moja mama była z babcią w szpitalu, zrobili badania normalnie, ale babcia jest tak wystraszona całą sytuacją, że nie chciała zostać. Ostatnio wezwany lekarz na wizytę domową przyjechał normalnie i w środę też ma być 🙂. Więc gdzieś tam światełko w tunelu jest.
@kngslk Nie wiem od czego to zależy, ale u mnie w ostanim czasie, aż trzy osoby z bliskiego otoczenia jechały do szpitala i każda z nich została przyjęta w dwóch różnych szpitalach, a mamy ich trzy.
Mieli robione testy każda na całe szczęście z wynikiem negatywnym.
Mało tego, jedna z tych osób rozcięła dość solidnie głowę i nie mogliśmy zatamować krwawienia bo rana nadawała się do szycia, a że była to godzina 21, a nasza przychodnia była zamknięta - zadzwoniliśmy pod 112 z pytaniem co mamy robić to pani po standardowych pytaniach sama zaproponowała, że wyślę karetkę.
Więc tak naprawdę to chyba zależy od lekarza albo szczęścia? Bo ja co chwilę widzę jak u mnie na fb ma grupie mojego miasta narzekają, że szpital ich nie przyjął i odesłał do domu. 🤷🏻♀️
U mnie w mieście pogotowie przyjeżdża tylko do osób z gorączką. Też nie mam pojęcia od czego to zależy. A wiem, bo sama dzwoniłam i powiedzieli, że jak nie ma gorączki to nie przyjadą.
Może brak personelu albo karetek. A dwa szpitale są zamknięte, na SOR też nie przyjmują
U nas wszystko odbywa się w miarę normalnie... To znaczy np babcia męża miała planowany zabieg i wszystko zostało zrobione o czasie, tyle że zrobili jej test przed wjazdem na oddział, a po zabiegu bardzo długo czekała na karetkę, żeby odwiozła ją do domu (26 h), co znaczy tyle że brakuje personelu. Do mojego wujka z kolei do podejrzenia udaru pogotowie przyjechało normalnie. Dziwne to jest, że zależnie od regionu szpital działa jak chce.
W tych czasach lepiej nie chorowac poważnie, chyba że ma się miliony na prywatne przychodnie i szpitale...
U mnie szpital jest jeden i dziewczyna rodząca bliźniaki w 36 tygodniu ciąży została odesłana do domu, a poród był już na takim etapie, że ręka pierwszego dziecka "ujrzała" świat poza brzuchem. Takie paranoje się dzieją w Polsce
Wczoraj rozmawiałam z mamą, to mówiła, że nasza znajoma miała robiony test i wyszedł jej pozytywny. Co ciekawe reszta domowników miała negatywa,ale wszyscy spędzili miesiąc na kwarantannie... Po dwóch tygodniach miała ta znajoma miała robiony test i wyszedł negatywny, a mimo to miała kwarantanne. Jej syn zrobił prywatnie test okazało się, że jest zdrowy. Ona też zrobiła i okazało się, że jest zdrowa. Zrobiła też test na przeciwciała i okazało się, że nigdy korony nie miała. Zadzwoniła do sanepidu, a babka mówi jej, że te testy wychodzą pozytywnie nawet jak się ma grypę, albo katar... Miesiąc siedziała w domu, bo myślała, że ma tego wirusa, a ona była tylko przeziębiona. No to ja się nie dziwię, że mamy takie statystyki 🤦♀️🤦♀️
Zawsze się uśmiecham jak słyszę w mediach słowo "rekord" używane podczas podawania liczby zachorowań. Jakbyśmy brali udział w jakichś zawodach, który dzień będzie "lepszy". Takie moje skojarzenie.
Broń Boże, nie mam nic do Ciebie.
no bo tak jest... to wygląda jak machina która Nas nakręca...
ja żyje normalnie, zakładam maskę i idę na zakupy...
Znajoma mojej mamy dziś otrzymała pozytywny wynik... a źle poczuła się w poniedziałek. A do poniedziałku normalnie robiła wszystko, chodziła do pracy i wszędzie....
Niestety mogę się trochę wypowiedzieć na ten temat, ponieważ tydzień temu otrzymałam wynik pozytywny. Objawy - tak, niestety mam i są one uciążliwe dla mnie. Kaszel, kompletny brak smaku i węchu, ból głowy oraz chyba najbardziej uciążliwa rzecz to takie słabnięcie raz dziennie mniej więcej. Oprócz mnie, zarażony jest również mój tata, którym mieszkam, a mama? No właśnie. I tu zaczyna się sytuacja absurdalna. Razem z tatą mieliśmy testy robione w tym samym czasie. Nikt kompletnie nie zainteresował się czy mieszkamy jeszcze z kimś, czy mieliśmy kontakt z innymi osobami. W aplikacji rządowej "kwarantanna domowa", którą musieliśmy pobrać jest opcja wpisania osób współmieszkających, ale po wpisaniu danych mamy nikt się nie odezwał w tej sprawie. Mama próbowała się dodzwonić do sanepidu cały weekend. 5 numerów podanych na stronie - tylko 1 działa i to na zasadzie takiej, że mówią ci, że "jesteś 10 w kolejce oczekujących", a kiedy dojdziesz do 1 miejsca to słyszysz "wyczerpano limit połączeń na dziś". Wisisz na telefonie 3 godziny po to, żeby cię finalnie rozłączyło. Mama dodzwoniła się do lekarki swojej, która skierowała ją na test. Przyjechał wymazobus, pobrali wymaz. Właśnie otrzymała telefon z informacją, że ma negatywny wynik. I powiedzcie mi, jak to działa? Tak, miała objawy takie jak my. Miała z nami kontakt cały czas. Jedyna różnica jest taka, że my mieliśmy pobierany wymaz z jamy nosowo-gardłowej, a jej pobrali po prostu z ust. I co my teraz mamy zrobić niby? Ona może iść w teorii do pracy, ale przecież jak, skoro mieszka z osobami chorymi, a ona nie jest objęta kwarantanną. To wszystko jest pomieszane. Sanepid nie wyrabia ze wszystkim, nie dziwię się, ale jednak powinien być jakiś przepływ informacji płynny. A niestety tego brak.
Te testy, to żart. Znajoma mojej mamy miała robiony test kilka razy i za każdym razem inny wynik. Nie pamiętam kto mi mówił, że te testy nie nadają się do sprawdzania, czy ktoś ma koronę, bo te testy wychodzą pozytywne jak masz zwykłe przeziębienie. Ogólnie nawet sanepid jest porażką. Moja znajoma siedziała miesiąc na kwarantannie przez nich, a na końcu i tak wyszło, że była przeziębiona.
Ja wiem po sobie, że na pewno nie mam zwykłego przeziębienia, bo tak czuć się jeszcze nigdy nie czułam. Myślę, że testy na pewno są wiarygodniejsze te z nosa niż te z ust, pomijając to, że powinno je się pobierać z samego rana, na czczo. Sanepid nie zachował się w porządku zwalając tyle obowiązków na lekarzy POZ, ponieważ oni nie przeszli żadnego szkolenia w tym zakresie i zwyczajnie zostali rzuceni na głęboką wodę. Staram się podchodzić do tego obiektywnie, nie zaprzeczać istnieniu tego wirusa, ale także przesadnie nie panikować.