Moja mama dostała dziś zalecenia "z góry" aby namawiać ludzi do płatności kartą. Kasjerki używają jednorazowych rękawiczek... bo ponoć wirus na pieniądzu utrzymuje się jakiś czas... Czy to prawda nie mam pojęcia, ale chyba płacenie kartą jest teraz dobrym pomysłem
Na szczęście ja płacę tylko kartą.
Ostatnio jak byłam w Lewiatanie to kasjerka była taka chora, wycierała nos ręką, zakrywała tą ręką buzie jak kaszlała, a później wydała resztę.
Najgorsze że takie jest podejście u nas społeczenstwa. Pójście do lekarza po zwolnienie od razu kojarzy nam się z tym ze chemy uciec od pracy i jesteśmy leniwi - nie bierze się pod uwagę tego, że po prostu nie chcemy zarażać innych. Ja myślę, że jakbym poszłam podziębiona do lekarza i z miejsca powiedziała poproszę zwolnienie na tydzień, to by na mnie popatrzył jak na wariatkę
@frambuesa to prawda, L4 jest brane zawsze jako "kombinatorstwo" - i owszem, jest bardzo dużo osób, które z tego korzystają, znam nawet kilka. Ale są takie, które idą na L4 przez wzgląd na swoich współpracowników. Lepiej, żeby zabrakło jednej osoby przez tydzień niż żeby wydajność zespołu spadła o 50% w skali miesiąca, bo co chwila jeden będzie łapał od drugiego i to tak będzie krążyć.
Zgadzam się. W mojej byłej pracy zawsze było tak, że jak ktoś chodził do lekarza i na L4 to się kierowniczka obrażała, bo jej zawsze przechodzi od herbaty z miodem i innym też. Zawsze jak ja miałam L4 to się przez dwa tygodnie nie odzywała do mnie. A nie każdemu przechodzi leczenie domowymi sposobami, poza tym później sa powikłania.
A u mojego męża w pracy jest tak, że jak ktoś jest na L4 to znaczy, że odpoczywa, a nie jest chory.
Jeśli chodzi o L4 to jednak takie myślenie pracodawców bierze się stąd, że po prostu wiele osób ucieka na zwolnienia bo im się nie chce pracować. Nieraz się spotkałam z tekstem w stylu "pójdę do lekarza, zapłacę 50/100 i dwa tygodnie poleżę" albo "jak mnie będą wkurzać w pracy to biorę L4". U mojego taty w pracy ostatnio kontrolowano pracowników przebywających na zwolnieniu lekarskim, jeździli i sprawdzali czy dana osoba faktycznie jest w domu, tak jak miała to zalecone. W tym czasie mój tata był na zwolnieniu na rwę kulszową, łącznie 4 miesiące, ale do niego nikt nie przyjechał, bo on nie nadużywa zwolnień, chodzi raz na kilka lat, bo raczej nie choruje. Sprawdzali tylko te osoby, które brały zwolnienie za zwolnieniem. Jak możecie się domyślić większość z nich robiła całkowicie inne rzeczy niż powinna podczas choroby.
U nas też robili kontrole, z tym, że odwiedzali po kolei wszystkich, którzy akurat byli na zwolnieniu. Z tym, że to było latem i zawsze przed weekendem
Dzisiaj w pracy mieliśmy zebranie i przełożeni prosili, żebyśmy nie przychodzili przeziębieni do pracy, jeśli nie ze względu na siebie, to dla komfortu innych. I zamontowali nam na hali produkcyjnej i magazynach dozowniki z żelem dezynfekującym. Bardzo fajnie, tylko szkoda, że dopiero teraz, jak coś się dzieje. Moim zdaniem to powinien być standard
U mojego męża też teraz przy wejściu i wyjściu zamontowali żele antybakteryjne kilka dni temu i ochroniarz sprawdza czy każdy go używa, jak nie to taka osoba ma się wrócić i użyć.
U nas nie sprawdzają, ale ogólnie trochę śmiesznie to zrobili. Dozownik jest przed wejściem na halę, żeby każdy mógł skorzystać, a zaraz po wejściu trzeba ręcznie otwierać bramki na "przejściu dla pieszych" (droga dla wózków widłowych). Mogli od razu zamontować bramki, które otwierają się automatycznie, a tak to używanie żelu jest właściwie pozbawione celu.
Mam koleżankę, która studiuje na UJ farmację i mówi, że jeszcze nie mieli żadnych informacji na ten temat..
U mnie podobno w niektórych sąsiednich miejscowościach panikują bo niby już tam jest koronawirus, a przecież gdyby to była prawda to chyba już Polska by o tym wiedziala Nie ogarniam tych ludzi 😅
Musiałam dzisiaj jechać do biura i jestem przerażona, bo pół dnia spędziłam z kolegą, który był na piwie ze znajomymi z Włoch...