Ja się tak na studia trochę wyprowadziłam, jestem na weekendy w domu, jednak gdyby nie to, że w stronach rodzinnych mam chłopaka to bym wcale nie wracała. Dobrze mieszka mi się w akademiku, czuję taką większą niezależność, potrafię się tu bardziej na nauce skupić, nic mnie nie rozprasza i mam jakoś więcej czasu niż w domu.
Ja też nie lubię zmian, ale niestety życie lubi nam płatać figle. Myślę, że pora jesienno-zimowa sprzyja niestety różnego rodzaju negatywnym myślom/przemyśleniom, u mnie też bardzo też się to zdarza, najczęściej latem kocham swoje życie, a zimą uważam że jest do bani co do przeprowadzki to myślę, że 50km to nie jest tak źle, bo można np organizować sobie jakieś wypady i spotkania towarzyskie. ja wyjechałam z Polski w 2004 roku na 2 tygodnie.... po 14 latach nadal mieszkam w UK, nie mam tu żadnej rodziny (oprócz syna i faceta) , nie mam za dużo przyjaciół , ale mam pracę , którą lubię i staram się mieć jakieś hobby, żeby nie zwariować. Ogólnie trzeba czymś się zająć , żeby nie siedzieć i myśleć , i nie psuć sobie humoru. W ciągu tych 14 lat często zmieniałam miejsce zamieszkania , z 10 razy na pewno.W Polsce mieszkałam w dużym mieście, tutaj mieszkam w miasteczku, ale nie przeszkadza mi to, mam samochód , więc wszędzie mogę się dostać. Zdarza mi się, że tęsknię za Rodzicami w Polsce, ale taki był mój wybór , na szczęście jest skype i inne tego typu historie, więc jest jest znośnie
@martulla kurcze faktycznie kiepsko. Też mieszkam z teściami ale jakos nie mogę narzekać na nich przynajmniej jeszcze nie mam do tego większych podstaw. Może porozmawiaj ze swoim powiedz prawdę, że się nie dogadujesz z jego rodzicami. Jego i tak praktycznie ciągle nie ma więc w sumie ma mało do powiedzenia.
@icecold Tak wiem niby wydaje się mało te 50 km i oczywiście robię tak jak mówisz ale mnie to jednak nie wystarcza. Jestem przywiązana do swojej rodziny może zbyt mocno, do miejscowości w której mieszkałam i ciężko mi to wszystko ogarnąć a właśnie gdy jest taki dzień jak ten gdy nie potrafię sobie znaleźć miejsca to wtedy rozmyślam i łapie wielkiego dola...
Zmiany znoszę raz lepiej, raz gorzej. Szybko się przywiązuje, co z jednej strony jest zaletą - bo raczej szybko przyzwyczaję się do nowego miejsca, a z drugiej wadą, bo ciezko mi opuścić stare miejsce. Kiedy wyjeżdżałam na studia to bywało różnie - zamieszkałam w mieście, w którym mieszkał mój ówczesny chłopak, miało być tak super, a po 1,5 miesiąca się rozstaliśmy. Już zaczęłam studia, podobały mi się i nie chciałam ich rzucać, ale wtedy tak bardzo nie chciałam tam mieszkać (dobrze że mieszkaliśmy na innych osiedlach, to jakoś to zaniosłam), nie mogłam tego znieść. Nie mialam prawie znajomych, bo mój chłopak był tak toksyczny, że ograniczył mi że wszystkimi kontakt. A ja nie chciałam wyciągać do nich ręki, żeby nie pokazać że tak bardzo tego żałuję. Później wiedziałam że to błąd. Kiedy już się ogarnęłam to całkiem spodobało mi się te miasto. Zaczęłam spotykać się z ludźmi, poznałam mojego obecnego ukochanego, w ciągu 5 lat przeprowadziłam się 5 razy, 4 razy super się zaklimatyzowalam, 1 raz nie dogadałam się z chamskimi i niewychowanymi współlokatorami więc szybko zmieniłam lokum. Jednak przez cały czas w głowie siedział mi powrót do rodzinnych stron. No i po studiach wróciłam do rodziców, a ze mną przyjechał mój mąż. Oboje na ten czas nie wyobrażamy sobie mieszkania na stałe w dużym mieście i wolimy malutkie miasteczka / wieś (tylko nie gospodarstwo ani zwierzęta w moim przypadku) i z tym miejscem wiążemy przyszłość, chcemy wybudować tutaj w okolicy dom. Jednak gdyby wydarzyło się tak, że musielibyśmy zamieszkać w mieście to mimo początkowych problemów na pewno bym się z tym pogodziła i potrafiła się zaklimatyzowac (tak jak za czasów studiów).
a jak długo mieszkasz poza domem? może potrzebujesz po prostu więcej czasu , żeby się zaaklimatyzować ?
Ja też z małej wsi wyprowadziłam się do miasta na studia - bez rodziny, bez znajomych, wracając do domu raz na 2 miesiące. Początki były trudne, nie potrafiłam zaakceptować mojej obecnej sytuacji, mimo że zawsze byłam bardzo otwartą i odważną osobą. Największy kryzys był w pierwszym tygodniu, a później otworzyłam się na nowych ludzi, zrozumiałam, że robię to dla siebie, dla swojej kariery, że to po prostu dla mnie szansa, na inne, lepsze życie. A teraz nigdy bym tego nie zmieniła, fakt, tęsknię za domem, wkurza mnie fakt, że mogę liczyć tylko na siebie, ale potem w sumie jestem z siebie dumna, że cokolwiek by się nie pojawiło, to sobie radę z tym dam. Polecam przybrać taką strategię, nie zakopywać się w łóżku, wychodzić do ludzi i dać odkryć tę część w sobie, której może jeszcze nie znamy
Teść w sumie to jest bezkonfliktowy, nic do niego nie mam i on chyba do mnie też nie miałby się o co doczepić. Ale mieszkamy w osobnych domach (teściowa i teść w jednym) a w drugim ja, mój Damian i nasz syn oraz siostra Damiana z córką. Nie ma tu po prostu miejsca, gniotę się z moimi chłopakami w jednym małym pokoju. Jak teściowa jest u mej szwagierki w pokoju to słyszę szepty, nie raz usłyszałam co nieco o sobie oczywiście nieprzychylnego.. luby już o tym wie i sam był świadkiem poważnej kłótni mojej z teściową. Już nie wiem co mam robić. Proponowałam nawet wspólny wyjazd do Niemiec wraz z synem, ale luby stwierdził: 'nie damy tam rady, za drogo... ' choć zarabia 3 razy więcej niż w Polsce. Twierdzi, że też język byłby barierą bo oboje nie znamy niemieckiego. No ale kurcze.. przecież wiele osób żyje za granicą i normalnie funkcjonuje...
@Cichoobadz - pamiętaj, że masz mnie! Bardzo blisko! Wiem o czym też piszesz, bo nie raz o tym rozmawiałyśmy. Myślę! Ze potrzebujesz czasu i gdy wszystko już się ustabilizuje to dasz radę. Ja sama mam rozkmine nad tym czy chce się wyprowadzić do większego miasta od mojego. Musiałabym zmienić otoczenie i w przyszłości pracę - chyba za bardzo się boję zaryzykować...
Mam bardzo podobne odczucie co do swojego miasta rodzinnego, ale mnie trzymają tu jeszcze studia i druga szkoła Mam wrażenie, że nic więcej mnie tu nie czeka i jak to ujęłaś 'duszę się'.
@martulla współczuję.Sama miałam kiedyś podobnie.Spotykałam się z facetem co mieszkał na wsi jakieś 15 km od mojego miasta.Na jego podwórku stoi piętrowy dom.Na dole mieszka on,jego siostra,brat i rodzice.Natomiast góra jest duża i niewyremontowana.I on chciał tam wykończyć górę i tam zamieszkać,ale ja nie chciałam.Codziennie widywać się z jego matką,to dla mnie za dużo.Do tego jego babka mieszkała na przeciwko.Ja za nią nie przepadałam tak jak ona za mną.Jego matka też mnie nie lubiła i we wszystko się wtrącała.On jeździł za granicę bardzo często i też chciałam z nim nie raz pojechać,ale jego matka skutecznie dbała o to,abym nigdzie z nim nie pojechała.I wiedziałam,że robi to specjalnie.Ja mówiłam,że nie będę całe życie mieszkać z rodzicami jak nie swoimi,to jego.Niby,to miało być oddzielne wejście,ale wiem,że codziennie by przyłaziła i mnie denerwowała.Kłóciliśmy się i w końcu się,to wszystko rozpadło.
Ja tak miałam, kiedy rodzice po calym (przynajmniej moim) życiu w mieście nagle kupili dom na zadupiu. Wszędzie daleko, zimno, woda co najwyżej letnia, jakoś tak surowo, a na uczelnie zamiast 30min 2h w jedną stronę... Po dwóch latach poszłam do pracy i się wyprowadziłam.
Przykro mi, że tak się to u Ciebie potoczyło. Szczerze mówiąc boję się, że jeśli mój nie będzie prędzej czy później chciał wyjść ze swojego rodzinnego domu, to boję się, że nie będzie mnie tu miało co trzymać... Nie chciałabym się z nim rozstawać, w końcu tyle lat razem, kocham go no i mamy dziecko, ale nie wiem co robić. Zbliżają się ferie, mam zamiar na tydzień do mamy, później do siostry na kolejny tydzień jechać. Trochę psychicznie odpocząć. Może taka przerwa natchnie mnie do czegokolwiek...
@CichoBadz ja się dość szybko zaklimatyzowałam w nowym miejscu, choć bacznie byłam obserwowana przez 'teściową' i 'szwagierkę'. Jednak Chic mieszkam teraz na dużej wsi, mieszkamy przy takim rozgałęzieniu drogi, gdzie jest dosłownie 9 domów i mam tu tylko jedną zaufaną kobietkę obok. A tak? Wszyscy w moim wieku mieszkają w 'centrum wsi' i nie mam nawet kiedy się z nimi bardziej zakumplować, chyba że jest lato i jest otwarta remiza to tam sporo osób przychodzi.
Może znajdź sobie w międzyczasie jakieś inne zajęcie? Jazda na rowerze, super! Ale zimą, może coś DIY? Żebyś miała coś, z czego byłabyś zadowolona i poświęcała temu czas. Trzymam kciuki, by żadne złe myśli Cię nie dopadały i żebyś była w pełni szczęśliwa.
@izvbela Tak kochana tylko, że ja przeprowadziłam się z miasta na wieś i tu nie ma gdzie wychodzić
@icecold Dopiero 8 miesiąc leci chociaż jak dla mnie to już długo czasu minęło i jestem pewna, że nie czuje się tu dobrze
@dastiina Kochana gdyby nie Ty to już w ogóle bym oszalała
@monikove Ja mieszkam z teściami i to akurat wcale mi nie przeszkadza a nawet widze w tym zalety ale to wszystko zależy od ludzi
@CichooBadz ja miałam na odwrót z Wsi przeprowadziłam się do miasta. Na wsi jak to na wsi, spokój, cisza, nie ma co robić, przynajmniej chodziłam do kuzynki na herbatkę lub kawkę i pogaduchy i jakoś leciało ale czegoś mi brakowało....teraz gdy mieszkam w mieści jest ok ale nie mam nikogo żeby się wybrać nawet na pogaduchy....największy plus to ten że mam kochanego chłopaka, który poświęca swój czas i coś wtedy robimy ale gorzej gdy w tygodniu mam wolne i jestem sama....brakuje mi trochę spokoju, który miałam na wsi czyli np. brak słuchania kłótni sąsiadów i po prostu tej ciszy... niby jest tu ok ale czegoś mi brakuje.
Ja rok temu przeprowadziłam się z małej miejscowości na obrzeża niedużego miasteczka. Niby powinnam się cieszyć, bo mamy w końcu własny dom, ale... No własnie... Tak samo zostawiłam rodzinę, znajomych... Wszędzie mam daleko, nawet durny plac zabaw... Mieszkamy praktycznie na odludziu. Jeżeli ktoś tu mieszka to są to starsi ludzie. Jest jedna rodzina z małymi dziećmi, ale są tak "dzicy", że nie idzie złapać z nimi kontaktu, a dzieci uciekają jakby mój syn miał im zrobić coś złego Młody nie dostał się do żadnego żłobka, więc nawet nie mogę iść do pracy, więc siedzę na tym odludziu... Nie mam tu żadnych znajomych, z którymi mogłabym się spotkać... I pomimo tego, że na początku grudnia minął już rok od przeprowadzki to ja ciągle nie mogę się przyzwyczaić do tego miejsca...