No dobra to jak już mamy tą grupkę to powiedzcie mi czy się akceptujecie ? Jak to u was jest ? Czego u siebie nie lubicie ? a co wam się podoba ? Mi chyba najbardziej podoba się to, że nie wyglądam na 27 lat - tzn tak słyszę od ludzi Lubię swoją dziewczęcość i naturalność, lubię piegi na nosie
Chociaż w sumie nigdy siebie nie akceptowałam, gdy miałam rozmiar 38 czy teraz 46... Jestem typowa gruszką i górę mam mniejszą, mam spore biodra i masywne uda. Jak byłam chudsza słyszałam, że mam ładną buzię, ale wielką dupę . w sumie odkąd pamiętam ćwiczę - lubię to i próbuję się zmieniać, ale jednak chudnę, tyję... wynaleźli mi insulinooporność, ale nic z tym nie zrobiłam a przytyłam 30 kg. Brakuje mi siłowni na którą chodziłam z koleżanką
ja mam odwrotnie, mam szerokie bary, które są uciążliwe, bo wyglądam jak chłopek czasami
poza tym nie lubię swojego brzucha i tego jaką mam buzię - im grubszą tym wydaje mi się brzydsza.
A co lubię? moje oczy, usta i włosy to moim zdaniem największe atuty - no i może kształty, ale wolała bym być jednak szczuplejsza o co najmniej 20 kg i wyglądać co najmniej jak przed operacją, po niej wszystko się posypało
ale plusem też jest że dużo osób uważa że nie wyglądam na 26 (no może na niektórych foto mój mówi że wyglądam starzej), ale jak w sklepie proszą o dowód to chyba nie wyglądam tak staro
nie mniej jednak największym moim kompleksem jest coś nie związane z plus size - moje rany i blizny, które chyba nigdy się nie dowiem skąd się biorą...
Ja lubię siebie. Od zawsze byłam większa, ale tylko w podstawówce słyszałam jakieś tam docinki, które jednak nie były mocne i nie odcisnęły się na mojej psychice. Chyba ratowało mnie to, że zawsze byłam dość lubiana, ciągle słyszałam, że jestem bardzo sympatyczna, miła i pomocna. Chciałabym schudnąć, ale nie dlatego, że siebie nie lubię, tylko dlatego, że dla chudszych dziewczyn są fajniejsze ciuchy! Owszem, dla siebie też umiem znaleźć fajne, ale jest ich o wiele wiele mniej. Najbardziej nie lubię moich grubych rąk - dyskwalifikują mi większość koszul, które uwielbiam, a które są za wąskie w rękawach. W zeszłym roku schudłam 13 kg, ale zaniedbałam ćwiczenia i znowu wróciłam do nieregularnego jedzenia i trochę mi przybyło. Teraz, znowu uważam na to co jem i jak jem i mam nadzieję znowu trochę schudnąć. Najbardziej lubię swoje usta - są ładne i pełne, ciągle słyszę, że komuś się podobają. I ogólnie lubię swoją twarz, bo jak na moją wagę, to twarz mam naprawdę niczego sobie. Lubię też, że mam nieszerokie i niezbyt duże stopy, bo przynajmniej z butami nie mam problemu. Lubię też to, że mam wyraźną talię, figura od razu wydaje się lepsza
U mnie chyba z akceptacją nie było jakoś nigdy problemu. Czasem wiadomo, że mam jakieś gorsze dni i wtedy doszukuję się, że to mam za duże, to powinnam zmienić. Ale każdy mówi mi, że wyglądam dobrze, że jeśli sama ze sobą czuję się dobrze to nie ma sensu doszukiwać się czegoś. Poza tym w ostatnim czasie udało mi się schudnąć 7 kg, więc to i tak był dla mnie swego rodzaju sukces i chciałabym przez wakacje znów to powtórzyć i może uda się coś więcej zgubić. Jednak to bardziej dla udowodnienia samej sobie, że jeśli chcę to potrafię ☺️. I też właśnie biodra i pupa są u mnie szersze niż ramiona.
Ja siebie ostatnio zaczęłam akceptować jak schudłam w ciągu 3 miesięcy 7 kg. Niestety diety nie są dla mnie, bo nic mi to nie daje. Mam niedoczynność tarczycy i hashimoto, więc ruch u mnie jest najważniejszy do schudniecia, a ja się szybko zniechęcam niestety.
Podoba mi się mój tylek, bo swojego czasu jeździłam na rowerku i ćwiczę teraz na stepperze i mi się podniósł. Nie chcę dużo schudnąć, bo znowu nie jestem zbyt gruba, uważam, że kobieta powinna mieć kraglosci.
Ja mam właśnie podobne zdanie. Właśnie moja przyjaciółka zawsze mówi, że chciałaby chociaż po części wyglądać jak ja, bo każdy jej mówi, że z przodu jest za bardzo płaska. 😉
Ja mam ze sobą relację love-hate. Dłuuuuga była moja droga do akceptacji samej siebie - ale myślę, że w końcu się udało. Zawsze marzyłam o tym, żeby być wysoka, chuda i mieć włosy do pasa.. no ale niestety - złośliwa natura obdarzyła mnie wzrostem 154cm, włosy dalej niż do połowy łopatek nie chcą rosnąć.. no i z chudością tez mi nie wyszło, ale w sumie zawsze byłam kulką, od dziecka. Nie przypominam sobie z tego tytułu żadnych przykrości - może poza taką, że w pewnym momencie ciężko było mi kupić spodnie w sieciówce i cały czas chodziłam w leginsach.. Teraz całkowicie zaabsorbowały mnie studia, od niedawna siłownia i mam nadzieję od września krav maga, bo obecnie sezon się skończył, ale miałam okazję być na ostatnich zajęciach i baaardzo mi się spodobało. Na siłownię chodzę z koleżanką a poza tym założyłam sobie motywujacego instagrama i przyznam szczerze - obie te rzeczy mi bardzo pomagają w tym, zeby nie odpaść. Obecnie noszę rozmiar 44/46 i mam nadzieję, że uda mi się w tym życiu zejść do 40/42. Szczuplejsza już chyba nie byłabym sobą
Nie hejtujcie mnie za to, że się tu wypowiadam, bo np. "wątek nie dla mnie, bo nie jestem plus size". Po prostu jakoś chcę się podzielić czymś. Od małego dziecka najbliższa rodzina (poza mamą i siostrą) się śmiała, że ze mnie kulka, padały jakieś hasła często, ale już ich nie pamiętam. Wiem tylko, że mówili niby w żartach, ale wiedziałam, że chudym dzieckiem nie jestem. Gruba też nie byłam. Mama poszła ze mną do rodzinnej pani doktor, która mnie przebadała i powiedziała, że wszystko ze mną w porządku, że mam jak to ujęła "grube kości" I że mama ma się nie przejmować, nie mam nadwagi, po prostu taka budowa i że rosnę dopiero, że to nic złego. Po prostu byłam okrąglutka. Z tego jednak powodu, jak byłam na koloniach, jako już starsze dziecko, w 6 klasie podstawówki, wstydziłam się pokazać w stroju kąpielowym. Potem trochę wyrosłam, wyglądałam normalnie, ale chciałam schudnąć, zaczęłam ćwiczyć. To było coś koło wakacji po 1 gimnazjum, codziennie orbitrek po ok 45 minut, w dodatku mało jadłam, bo to lato, a w takie dni jakoś naturalnie mniej chce się jeść (przynajmniej mi). Nie wiem ile ważyłam wcześniej, ale pamiętam, że waga spadła mi maksymalnie do 44,5 kg, a mam 158 wzrostu i raczej już wtedy miałam tyle samo. Miałam kryzysowy moment, kiedy chciałam zejść jeszcze poniżej tej najniższej wtedy wagi. x.x Potem jakoś się unormowało, wróciłam do normalnej wagi, czyli 47-48 kg i już wtedy dobrze wyglądałam. Przez okres technikum zaczęło mi powoli, powoli przybywać. Tak się odbił brak czasu na regularne ćwiczenia. Kończąc technikum, miałam już 57,5 kg, piszę to, bo było zagadnienie o samoakceptacji, która jest ważna. Ja na przykład przy takiej wadze się źle czułam, kupowałam koszulki w rozmiarze M żeby były luźniejsze, bo nie lubiłam niczego obciślejszego, najlepiej jak koszulka była długa za tyłek, miałam wrażenie, że tak szczuplej wyglądam. Wrażenie to niestety było mylne, w luźnych górach i spodniach rurkach wyglądałam raczej na większą. Uznałam, że biorę się za siebie - głównie więcej ruchu, bo nigdy się nie obżerałam, raczej jem niewiele, bo mam dość mały żołądek. Nie objadałam się słodyczami ani fast foodami, ale waga tak czy siak się zbierała, aż coś we mnie pękło i udało mi się w pół roku zejść do 50 kg, które mam obecnie. To ma masę plusów, ale też musiałam wymienić szafę. Czuję się o wiele lepiej, jednak trochę mnie boli to, że już nie biegam, bo potem mam coś z kolanem. Najważniejsze to dobrze się czuć w swojej skórze, ale warto też postawić na zdrowszy tryb życia.
Wiem jedno, ja na pewno, jeśli kiedyś będę miała dziecko, nie będę mu mówić, że jest grubiutkie. Dorośli sobie czasem nie zdają sprawy jak to się może odbić na psychice dziecka.
Ja również dołączę, jestem plus size, ale tylko lub aż 40/42 z ciuchami nie mam problemu, mieszczę się zazwyczaj w sieciówkowe standardowe rozmiarówki
@alex - wiem o czym mówisz. To nie fajnie usłyszeć takie słowa - szczególnie od bliskich. Mnie "przezywali" w szkole - zaczynając od podstawówki, nie chodziło już o samą tuszę, ale o "inność", bo od kiecek wolałam bluzy z kapturem itp. Wolałam biegać z facetami, a oni traktowali mnie jak kumpla. W gimnazjum- było to samo - żadna dziewczyna nie chciała spędzać ze mną czasu, bo nie dość, ze "grubas" (a takich grubasów jak ja w klasie było kilka, ale one były bardziej damskim wydaniem)to jeszcze "dziwadło". Liceum- punkt kulminacyjny - to samo- żadnych koleżanek- wiecznie podśmiewki i wyzywania - koniec - końców studniówka, gdzie może w tamtych czasach to było ok (teraz myślę, ze moje ciuchy jak i fryzura to byłą wiocha) wystroiłam się tak, ze szczena wszystkim opadła i byli w szoku, ze takie grube dziwadło jak ja ma chłopaka. Od tego momentu była już totalna zlewka mojej osoby, nikt już mnie nie wyzywał, a ja pewnego dnia stanęłam przed lustrem i powiedziałam koniec... Duże ciuszki poszły w odstawienie, przyszły sukienki, buty na obcasie. Zaczęłam robić makijaż, dbać bardziej o siebie. Starać się (mimo, że mój facet mnie później rzucił) myśleć, że jestem warta więcej niż mówiono za czasów szkolnych. Od kiedy zaczęłam bardziej o siebie dbać- także dzięki Wam Clouders- bo poznałam wiele trików makijażowych, fryzurowych itp itd - akceptuję siebie. Wiem, nie jestem idealna, mam za dużo kilogramów, ale kocham siebie za moje oczy, usta, nawet mój czasem wkurzający mnie biust. Jestem bardziej pewna siebie, czasem nawet sama śmieję się z mojej figury itp - nie przejmuję się tak jak kiedyś. Może w końcu kiedyś uda mi się stracić zbędne kilogramy (moja silna wola kończy się na max 3msc diety, a później efekt jo-jo- niestety), ale już na pewno nigdy więcej nie pozwolę sobą pomiatać tak- jak kiedyś mną pomiatano "słownie" - nie ukrywam, ze to mocno zadziałało na moja psychikę i późniejsze poczynania (które ucięłam w mojej chaotycznej wypowiedzi), ale jednak wiem, ze mogę więcej i nie mogę już nigdy pozwolić komuś wykańczać mnie psychicznie. Teraz, od ponad 1.5 roku mam wspaniałego chłopaka, z którym bywa różnie, ale nigdy nie powiedział mi nic przykrego co do mojego wyglądu, czuję, że akceptuje mnie w 100% i czuję się przy nim seksownie, pięknie.
Przepraszam za chaos w mojej wypowiedzi, mam nadzieję, ze jednak da się zrozumieć to - co miałam do przekazania.
Cześć dziewczyny, również jestem plus size chociaż planuje z tym walczyć ale pewnie z marnym skutkiem
@alex myślę, że hejtować nikt nie zamierza A ja zawsze jestem ciekawa innych opini i np co chudsze osoby myślą o tej drugiej stronie i na odwrót Dzieci zawsze mają inną budowę i myślę, że nie powini krytykować tego lekarze czy rodzice, bo na prawdę krzywdę robią.... Np moja siostra całe życie była patykiem. Ma 165 cm wzrostu i jej lekarka naopowiadała, że ma wielkie biodra i będzie mieć nadwagę a ważyła zawsze poniżej 60 kg. Od wielu lat siostra waży od 49 do 55 kg zmiennie a ma 29 lat... zgadzam się w 100 procentach trzeba się dobrze czuć ze sobą, bo jeśli my będziemy się dobrze czuć to i inni w nas dostrzegą piękno... przede mną długa droga .
@dastiina przykre są te Twoje doświadczenia, ale najważniejsze, że teraz masz wspaniałego chłopaka który Cię akceptuje !
ok, ponawiam pytanie odnośnie dobierania biustonoszy - zamówiłam ostatnio sobie w rozmiarze 100C i miska okazała się gigantyczna
przeważnie kupuję miseczkę C/D, a odkąd zaczęłam zamawiać przez neta to nie mogę trafić Pasek pod biustem jest idealny, a z miską wciąż nie mogę utrafić.
Jak dobieracie biustonosze, gdzie dokładnie mierzycie? jak? bo ja już zgłupiałam w tym momencie
Może to wina, że mam dość obwisłe piersi? Bo ja już sama nie wiem co jest nie tak
Najlepszym sposobem jest udanie się do braffitetki i poprzymierzanie biustonoszy, ogarniesz jaki masz rozmiar i możesz się baaaardzo zdziwić. Ja myślałam, że mam 100/105 D, tymczasem okazało się, że właściwy jest mi rozmiar 85G/H (czasami 90, jeśli jest mniej rozciągliwy obwód)! Ze zdjęć które dodajesz na profilu nie wydaje mi się, żebyś mogła mieć obwód 100, bo jesteś szczuplejsza ode mnie.
Zdrowszy tryb życia to nie wszystko Moje problemy z nadwagą zaczęły się w podstawówce w 6 klasie. Przytyłam ponad dwa razy tyle co ważyłam. Chodziłam z moją Mamą do lekarzy i jeden powiedział do mnie uwaga, cytuję "trzeba mniej żreć". Tylko wiecie nas była trójka + Mama, więc nawet jakbym chciała to nie było za co żreć kebabów, pizzy i hamburgerów. O rzeczach takich jak McDonald mogłam pomarzyć. Dzisiaj okazało się, że mam problem z jednym hormonem, a do tego ze zwiększającą się ilością płytek krwi - i mam wizytę u hematloga ze skierowaniem "pilne" na koniec przeszłego roku Nie odżywiam się źle, jem 5 małych posiłków, na obiad czasami nie jestem w stanie zjeść jednego kotleta, a waga i tak wzrasta. Byłam też niedawno w szpitalu i dostałam "specjalną dietę", a po ponad tygodniu waga tylko wzrosła Dzisiaj biorę leki - tj. na razie nie biorę, bo mam badania kontrolne, ale po nich czuję się lepiej. Nie mogę biegać czy ćwiczyć na siłowni, bo mam tachykardię i nie wytrzymam nawet 5 minut biegu. Swoje ciało bardzo lubię, lubię siebie. Nie narzekam na brak znajomych, ani nie mam złych doświadczeń w klasach podstawówki, gimnazjum, czy liceum. Zawsze miałam świadectwa z paskiem i raczej byłam stawiana jako wzór, nikt nie patrzył na to, że mam więcej kilogramów. Teraz jestem na studiach i NIKT nie zwraca uwagi na moją wagę. Mam znajomych w różnym wieku, bo na zaocznych jest zróżnicowanie i nigdy nic nie usłyszałam na temat siebie i swojej wagi. Czasami nawet sobie pożartujemy, bo mamy taką chudą koleżankę, która na każdych zajęciach coś je Mam wrażenie, że samoakceptacja to klucz do wszystkiego. Jeśli Ty siebie zaakceptujesz, to nikt nie będzie zwracał na to uwagi. Chociaż wiem, że ludzie są różni. Na dodatek powiem Wam, że ostatnio 4 raz byłam nianią i to, że mam nadwagę w niczym mi nie przeszkadzało. Ba! Sama nie wiedziałam, że potrafię tak biegać za maluchem. Szkoda, że się wraz z mamą przeprowadzili, bo nadal miałabym takiego brzdąca pod opieką. Od października prawdopodobnie będę miała nowego podopiecznego i chociaż studiuję inny kierunek, to uwielbiam dzieci Potrafię non stop z nimi siedzieć na dywanie i przenosić się w ich świat! Na jedzenie musiałam nawet sobie budzik nastawiać Pamiętajcie! Róbcie to, co kochacie! Niech nikt Wam nie mówi, że nie dacie rady! Pilnowałam też niepełnosprawnego chłopca i jego siostrę na raz. Dałam radę! Mimo tego, że mówi się, że osoby z nadwagą są leniwe i ociężałe. Bzdura! Liczy się to jak czujemy się w swoim ciele!
Ja w sobie nie lubię szerokich bioder i grubych rąk (ponoć w nich gromadzi się woda i stąd są takie napuchnięte ale ile w tym prawdy nie wiem). Lubię swoją twarz, chociaż czasami mi coś nie pasuje (wiadomo jestem kobietą ). Nie lubię za bardzo swoich piegów bo bez makijażu wyglądam jakbym miała jakieś przebarwienia ale mój chłopak ostatnio stwierdził, że właśnie uroczo w nich wyglądam No i bądź tu mądra
Jedyny minus mojej wagi to ubrania. Chciałabym latem zakładać sukienki, szorty ale niestety na moją figurę nie ma za dużego wyboru a wiadomo w SH nie zawsze znajdziemy coś w naszym rozmiarze, co dodatkowo nam się podoba.
Od 16 miesięcy jestem szczęśliwą osobą. Poznałam chłopaka, który jest szczupły i wysoki (mój ideał ) a mimo to, nigdy nie usłyszałam czegoś obraźliwego. Często mi mówi, że taką mnie kocha i nie ma dla niego znaczenia ile ważę bo kocha mnie za to jaka jestem. Wiem, że może zdrowo nie wyglądam ale niestety choruję. Byłam na dietach u specjalistów i nic...ostatnio myślę o dość poważnym kroku ale zobaczymy co z tego wyjdzie.
Myślę jednak, że przez to jak wyglądam dużo mnie to nauczyło i jestem dobrym człowiekiem bo chciałabym, żeby inni tacy dla mnie byli a nie oceniali przez wzgląd na figurę.
Tak czy siak nikt nie ma prawa nas obrażać czy dokuczać. Zasługujemy na szczęście