Byłam w siódmej klasie czyli teraz w 1 gimnazjum gdy zarobiłam swoje pierwsze pieniądze na obozie.Mój tata pracował w szkole rolniczej i co roku wyjeżdżaliśmy z grupą młodzieży ze szkoły na obóż do pracy na wieś.
Gdy skończyłam 7 klasę tata zapisał mnie jako uczestnik obozu i byłam wciągnięta na listę płac.Na wiosce wykonywaliśmy prace przy pieleniu buraków i innych warzyw w polu.Były to całe hektary tych pól.
I za te pierwsze pieniądze kupiłam sobie spodnie dżinsy i bluzkę.Nigdy nie miałam dżinsów.To były moje pierwsze.Zresztą butik, w którym to kupowałam też był pierwszy i jedyny w mieście.Takie to były kiedyś czasy.
Za pierwsze zarobione pieniądze opłaciłam sobie studia, a właściwie pierwszy rok (resztę opłat prawie w całości pokrywały mi stypendia naukowe) a także na bilety miesięczne na dojazdy do pracy a później do szkoły oraz śniadania. Nie zaszalałam, ale myślę, że to była dobrze wydana kasa.
pierwsza zarobiona kasa na zbiorach truskawek poszła na głupoty w stylu ubrania czy słodycze (to było w gimnazjum), pierwsza poważna kasa za miesiąc gałkowania lodów - po maturze, a przed studiami - poszła na laptopa
Z pierwszej pracy przelałam na konto i trzymałam przez długi czas. Nie mam nawyku wydawać od razu wszystkiego.
Pamiętam, że pierwsze co zrobiłam to kupiłam flache i opijałam nową pracę. W ogóle chyba nawet gdzieś krąży tradycja, że pierwszą wypłatę trzeba przepić. Jestem pewna, że niejeden to praktykował ;>