Wojna z współlokatorką - przyjaciółką, part 2.
Hej, wczoraj dodałam post na temat tego, że na studiach zamieszkała ze mną 1,5 roku temu przyjaciółka od dzieciaka (wtedy przyjaciółka, dajmy na to Sylwia), ale niestety usunęłam ten post. Mieszkanie jest moich rodziców, wynajmują jej pokój (po niższej cenie). Mieszkamy z nami też 3 współlokatorka. Mój kontakt obecnie z Sylwią jest zerowy, nie rozmawiamy ze sobą nawet na korytarzu mimo tego, że nie kłóciłyśmy się. Ogólnie jest ona osobą władczą i perfidną. Od samego początku dość często mi przytykała i robiła różne rzeczy na złość, typu: "ja to studiuje prawo, mam trudne egzaminy, nie to co Ty - angielski", ciągle mi coś przestawiała w kuchni, w łazience, gadała o moim byłym, którego wcześniej rzekomo nie lubiła rzeczy typu "jak się zmienił, jak fajnie wygląda, dziś go widziałam z dziewczyną". Od czerwca ona ma nowego chłopaka (jest z tej samej wsi co my więc go znam jako tako). We wakacje mimo, że płaciła tylko 200zł za "przetrzymanie", rachunków nie opłacała skoro nie mieszkała w okresie wakacyjnym, taka była umowa. Ja pracowałam w lipcu i sierpniu i mieszkałam w mieszkaniu. Sama. Raz jak wychodziłam do pracy to zostawiłam na korytarzy deskę do prasowania, na niej koszulkę od piżam i odcięte metki. Jak wróciłam z pracy to ona była już ze swoim chłopakiem w mieszkaniu, moja koszulka od piżam leżała zwinięta w kulkę rzucona na stolik pod telewizor, deska była złożona, a te metki leżały na podłodze. Przyjechali sobie na weekend, ok, czasem można wpaść. We wrześniu moi rodzice zaczęli co weekend wpadać do mieszkania żeby ponaprawiać różne rzeczy, odświeżyć. Pierwszy raz jak przyjechali to jej walizka była rozłożona w moim pokoju, jej staniki wisiały na wieszakach w łazience, kosmetyczka jej chłopaka była w moim koszyku w łazience w którym trzymałam kosmetyki, w łazience stała nawet jego pianka do golenia itp. Widać, że już zadomowili się mimo tego, że ona nawet nie wspomniała, że przyjadą, czy pokryć rachunki czy coś, 3 współlokatorka zawsze pytała się czy może przyjechać w okresie wakacyjnym. Moi rodzice się wkurzyli i wystawili tą jej walizkę na korytarz. Rodzice przyjechali na kolejny weekend, jej walizka znowu stała w moim pokoju, znów była z chłopakiem. W końcu wyszło tak, że moja mama do niej zadzwoniła, że ma dołożyć resztę czynszu skoro mieszka i to w dodatku z chłopakiem, ona w szoku "ja nie wiedziałam, z resztą X (ja) mogła mi powiedzieć", mama powiedziała, że ja nie chciałam się mieszać, że to oni są właścicielami, a nie ja. Zaczął się rok akademicki, nie gadamy ze sobą ani słowem, bardzo się rządzi w mieszkaniu (kiedyś jak wprowadzała się do mieszkania przywiozła ze sobą z poprzedniego jakiś dywan, położyła go w łazience, mówiłam jej, że to średnio higieniczne, że do każdej przychodzi chłopak, że przecież jest jeszcze 3 współlokatorka, że taki dywanik to dobry, ale do domu, gdzie mieszka rodzina, a nie w mieszkaniu studenckim gdzie przychodzą i kąpią się znajomi 3 współlokatorki itp., wtedy zabrała ten dywanik, w październiku znów go położyła, oczywiste jest to, że na złość bo ten temat był już poruszany, mniejsza). W listopadzie był u niej chłopak 12 dni, praktycznie 24/7 bo nie wracał w tym czasie do domu. Nie podobało mi się, ale nic nie mówiłam. Jej chłopak przychodzi codziennie i co 2/3 dni nocuje, na weekendy zostają oboje w mieszkaniu i zapewne też nocują. Ja też mam chłopaka, też do mnie przychodzi i czasem nocuje, ale zawsze na weekend wracamy itp. Przyjaźnie się z jej siostrą i mówiłam jej to tym, że ten jej chłopak tyle u niej siedzi, że są głośno do nocy (jak on gada przez telefon to gada tak głośno, że od razu mnie budzi, a jak kilka razy z chłopakiem oglądaliśmy głośniej telewizor w nocy to zaraz waliła mi w ścianę i pisała smsa "bądźcie ciszej", jak wstawiają wodę na herbatę o 6 rano bo ona wyprawia go do pracy to zanim zakręcą gaz to ten czajnik gwiżdze i gwiżdze, aż ona raczy iść do kuchni. No i do sedna: wczoraj napisał do mnie "siema, słyszałem ze masz jakis problem ze przyjezdzam do Sylwii? o co chodzi ogólnie?", napisałam mu, ze nie mam problemu z nim, że to sprawa do dogadania między mną a nią, a on: "A No to chyba sie rozmawia z Sylwią co nie? A nie przez osoby trzecie. Ja mieszkań w Poznaniu wiec bede ja odwiedzał często, jak o cos chodzi to mów wprost, nie mamy 10 lat przecież", pisał jeszcze: "Jak ci nie odpowiada Sylwia to zawsze możesz dac wypowiedzenie". I jak sobie życzą, mama postanowiła, że nie będzie takiego cyrku w mieszkaniu, że ona nasyła na mnie swojego chłopaka, ogólnie już jest kwas i słaba atmosfera w mieszkaniu, a co dopiero teraz. W piątek dostanie wypowiedzenie. Słuszna decyzja?
oczywiście! ja bym tak samo zrobiła. Przecież to nie może tak być, jesli się razem mieszka to powinno się dogadywać i dzielić wszystkimi opłatami tak jak powinno a kolejna osoba to kolejne wydatki. Przecież chłopak z wszystkiego korzysta, wszystko teraz kosztuje i to nie mało. Więc dziwi mnie jej postawa i dziecinne wtrącanie się jej faceta. Są dorośli i tak jak dorośli powinni się zachowywać. Podzielam decyzję Twoją i twoich rodziców.
O matko, już dawno bym tę dziewczynę wyrzuciła z mieszkania. Już się przekonałam, że z najlepszymi znajomymi/rodziną mieszka się dobrze, ale najlepiej krótko. Jak odstawia takie cyrki to nawet bym się nie zastanawiała i wydaje mi się, że i tak za długo już to trwa. Nie ma się co męczyć, tym bardziej, że jest to Wasze mieszkanie.
jak najbardziej słuszna. Jeszcze bym jej powiedziała "na życzenie", skoro takie cyrki robiła
Też bym dała wypowiedzenie już dawno, tak jak pisze @Sherifka89 kolejna osoba w mieszkaniu kosztuje, a w imię czego masz się źle czuć we własnym mieszkaniu
Dziwię Ci się że tyle wytrzymałaś. Dobra decyzja, pozbądź się jej jak najszybciej. Zwłaszcza że to Twoje mieszkanie i aż tak nie musisz zwracać uwagi na koszty.
Ja się dziwię, że tak długo zwlekałaś, ja od razu pozbyłabym się takiej lokatorki. Ludzie to mają tupet... Wręcz jej wypowiedzenie i szerokiej drogi dla niej.
Bardzo dobra decyzja. Ja bym już dawno się jej pozbyła! Skoro to mieszkanie Twoich rodziców jesteś w dobrej sytuacji bo możesz decydować z nimi o takich sprawach. Jakbyście wynajmowały wspólnie od kogoś obcego to byłby problem, ale tak to nie ma co się męczyć z taką osobą. Jeszcze bym jej na odchodne powiedziała co o niej myślę
Skoro robi problemy to wypowiedzenie i wsio. Po problemie. Myślę, że te kilka zł miesięcznie niewiele zmieni, a na pewno znajdzie się ktoś na jej miejsce Swoją drogą mówiłaś jej, że np. mogłabyś szybciej ściągać ten czajnik z gazu rano, albo przy nim być, bo wszystkich budzisz itp? Informowałaś ją o tym wszystkim co robi nie tak na bieżąco?
Z dywanikiem - jakby mi ktoś takie coś odwalił to bym jej go wrzuciła do pokoju i powiedziała, że jak chce dywanik to spoko, ale ma go ze sobą do tego kibelka nosić i zabierać jak wychodzi, bo to nie jej mieszkanie. A jak nie rozumie to już teraz może wyjść z mieszkania razem z dywanikiem
Bardzo dobra decyzja, nią się nie przejmuj zasłużyła sobie na to, ja dla mnie nie ma co pobłażać takim osobom, uważają się za lepsze i mądrzejsze. Sama lata temu jak szłam do szkoły w innym mieście i mieszkałam u babci miała mieszkać ze mną ówczesną "przyjaciółką" i miałyśmy razem dzielić pokój. Mój tata wyremontował i odświeżył pokój na swój koszt, kupil łóżko, meble zostały stare z mieszkania babci, tylko po prostu ewentualnie naprawił zawiasy i półki. Babcia zwolniła nam w nim większość szafy, została tam pościel, zapasowe ręczniki i firanki, które nie zmieściły się w jej o wiele mniejszej szafie. Oczywiście jej mama zadeklarowała się, że będzie płacić mojej babci już nie pamiętam ile ale jakaś groszowa kwota. Dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku szkolnego nagle coś się im odwidziało, że ale jak to tak, ona powinna mieć swój własny pokój ona musi się uczyć, co to za warunki i ten stary regał ona chce nowy bo jej ubrania się w nim zniszczą a ja powinnam zamieszkać w pokoju babci (2x mniejszym) ... bo to moja babcia i mogę "z nią siedzieć". Jej matka już do mojej babci, żeby jej prała i gotowała bo córeczka musi się uczyć mieć czas i spokój. Babcia się zdenerwowała, że tak to nie będzie, to jej mieszkanie a pokój jest dla mnie, a jej córka to tylko gość i zgodziła się na nią tylko ze względu na mnie. Wynikła wielka kłótnia i wojna. Decyzję podjęłam ja, powiedziałam, że jak taka wielka dama i ja jej przeszkadzam to nie chcę aby ze mną mieszkała, rodzice i babcia to uszanowali. Oczywiście wyszło, że to ja jestem ta zła i niedobra, ale skoro w domu mogła dzielić pokój z rodzeństwem a u mojej babci chciała rządzić i nią i mną to tak to nie będzie. Mamusia miała jej kawalerkę lub mieszkanie wynająć koniec końców, wylądowała w akademiku 4 osobowym i tam nie miała nic do gadania tylko płakała jak jej tam źle. Patrząc na to dzisiaj nie żałuję podjętej wtedy decyzji i wyszło na jaw jaka to z niej przyjaciółka. Więc nie przejmuj się tym co ona myśli nie warto, to jest mieszkanie Twoich rodziców i to Ty powinnaś się tam czuć komfortowo i to ona powinna uszanować Twoje zdanie a nie odwrotnie
wytrzymywałam tylko ze względu na to, że od dzieciaka się znamy, mieszkamy w jednej wsi na jednym osiedlu...
Szkoda marnować czas i nerwy na kogoś kto się zachowuje w taki sposób. Słuszna decyzja, zrobiłabym tak samo. Rozumiem dlaczego tyle to trwało bo też mam zawsze poczucie, że może nie powinnam robić/mówić niektórych rzeczy bo przecież jesteśmy znajomymi i nie wypada, a w razie czego to ja wyjdę na tą złą. Oby znalazła się lepsza współlokatorka o ile będziecie szukać
No w końcu. Ileż można się męczyć z osobą, która powinna być wdzięczna, że ma gdzie mieszkać, a wyprawia jakieś cuda? Ja jestem w szoku, że do tej pory wytrzymywała świetnie takie sytuacje. Ale dajcie wypowiedzenie i pożegnanie się, na zawsze. Będziecie mieli spokój. Zasłużony spokój.