Może akurat miały szczęście i siadły im pytania. Ja też często mówiłam, że nie umiem, bo nie przerobiłam dużej części materiału, ale siądą pytanka i wychodzę z 4 albo 5. Bywa. Taki urok w ogóle ustnych egzaminów, nigdy nie były i nie będą sprawiedliwe.
Ja też nie mogę, na razie myślę o zaliczeniach z ćwiczeń - w tym semestrze bardzo późno zaczynamy sesję. I już mam dość. Nie wiem, w co ręce wsadzać.
Mam to samo! Na przykład dzisiejszy egzamin- sama praktyka, nie uczyłam się wcale, zrobiła dwa razy ćwiczenie, ale wyszłam z 5. Dlatego, że po pierwsze mi dużo daje chodzenie na zajęcia, jeśli idę, słucham i notuję to większą część zapamiętuję. A zajęć naprawdę nie opuszczam, lubię mieć swoje notatki i głupio mi jak mam nieobecności. (trochę kujon ) Po drugie nie bałam się chodzenia do tablicy, wolałam pójść, zrobić coś źle, ale dowiedzieć się gdzie popełniam błąd, a nie opuszczać zajęcia, bo będziemy chodzić do tablicy. A jeśli chodzi o ustne egzaminy, to często profesorowie wyciągają i pomagają osobom, które się udzielały na zajęciach. I tu znowu dzisiejszy przykład- egzamin zaliczyłam na 4+, ale dostałam końcową 5 za to, że chodziłam na wszystkie zajęcia i się odzywałam. Profesor sprawdzał przy mnie i przy całym roku i powiedział głośno, że podciąga mi ocenę z tych powodów.
Ja często się nie uczę, ale po prostu coś ogarniam, uważam na zajęciach i z czystym sercem mówię "nie uczyłam się", a później słyszę właśnie teksty tego typu, że udawałam. Nie, to tak jak pisały dziewczyny, kwestia pytań, no i w moim przypadku pamięci. Powiem Wam, że to denerwuje, jak ktoś tak zarzuca, że niby się kłamało.
Ja rozumiem, że komuś zdarzy się od czasu do czasu nie nauczyć albo bardzo mało nauczyć się na egzamin i zdać na 5, ja też miałam takie przypadki. Ale mówię tutaj o tym, kiedy przed KAŻDYM egzaminem one to mówią, wkurzają nie tylko mnie, bo dużo osób już na nie narzeka. Tylko po co w takim razie mówić, że nic się nie uczyły? Nie lepiej żeby powiedziały, że uczyły się, ale wszystko im się pomieszało albo tylko kilka razy przeczytały lub mają pustki w głowie albo w ogóle o tym nie mówić, bo zazwyczaj zawsze narzekają najbardziej na te egzaminy, a wszystkie zdają
Na to jest jedna rada: trzymaj się od nich z dala Nie wiem, ile was jest na roku, jak jest was sporo, to łatwe, a sobie przynajmniej krwi nie psujesz.
29 osób tylko, więc nie da się trzymać z daleka Ogólnie to są fajne osoby, choć to trudno znieść u nich, ale każdy ma wady, więc luz
A, to porównywalnie do mojego drugiego . No faktycznie średnio da się trzymać od kogoś z dala . Ale jak jest reszta fajna, to pół biedy.
Ja tam praktycznie zawsze z ustnych miałam piatki, czwórki, a teraz ustnych egzaminów prawie w ogóle nie mam... Jak na złość. Ale mnie również denerwują osoby, które panikują przed egzaminem a potem piątka Jednorazowo ok, ale jak ktoś jest takim typem człowieka to już ma poważny problem ze sobą.
Haha, nawet nic mi nie pisz o problemach ze sobą, bo właśnie stawiam hipotezy na temat tego, z czego to może wynikać .
Ja natomiast mam taki problem ze sobą, że wszystko inne zaczyna mnie interesować a nie nauka Już nawet większą ochotę mam posprzątać mieszkanie.
Narzekam dzisiaj na życie... Mam okres, cały dzień pracowałam. W zasadzie ciągle pracuję, a miałam ogarnąć mieszkanie i w końcu pozbyć się niepotrzebnych rzeczy, których w domu jest masa
Lupin mówił, że czekolada jest dobra na wszystko . Jakby skądś znam ten problem, ja już dawno temu przestałam panować nad otaczającymi mnie rzeczami. Może poza notatkami na studia.
A propos studiów i w ogóle życia: przed chwilą uderzył mnie cytat "A loser hides behind a mask of my diguise". Tylko jak to ludziom wytłumaczyć?
Od kilku miesięcy już staram się nie jeść w ogóle czekolady. Pozwalam sobie czasami na jednego cukierka. Więc...
Co do tych rzeczy, to ja już nie tylko nad nimi nie panuję, ale przytłaczają mnie i zaczynają po prostu przytłaczać. Myślę już o przeprowadzce, więc muszę pozbyć więc połowy rzeczy, które posiadam, bo większość jest mi niepotrzebna i w ogóle z niej nie korzystam... Ale nie ma czasu, trudno się za to zabrać, a jak już coś rozgrzebię to ciężko nad tym zapakować i ogarnąć to w jeden dzień.
O, wow, podziwiam. Dla mnie czekolada to życie, co niestety widać.
No i dochodzę do kolejnej problematycznej kwestii: jak mówię komuś, że jestem gruba/przydałoby mi się zrzucić tu i ówdzie, to robią wielkie oczy i nie wiedzą, o co mi chodzi . A ja po prostu mam pecha być skinny fat.
Ale do wszystkiego w życiu staram się podchodzić z humorem, czasem wisielczym, ale lepszy taki, niż żaden .
@xooxoo Znam to.. wyciągnęłam wszystkie moje ciuchy do pudełek i do kartonów. Zrobiłam przemeblowanie, jakieś 2 tyg temu.. Wyciągnęłam kilka ciuchów i piżam bo potrzebowałam na bieżąco mieć, a do reszty nie mogę się zebrać.. Przeglądnęłam jeden karton.. zrobiłam zdjęcia, wystawiłam na vinted i olx, nic nie poszło, nawet nie mam motywacji do przeglądania następnych kartonów, a co dopiero do wystawiania.
Dokładnie... U mnie to wygląda podobnie. Jeszcze dochodzi do tego fakt, że nie chcę wyrzucać większości rzeczy. Wydaje mi się, że jeszcze komuś mogłyby posłużyć, ale pełno mam wystawionych rzeczy, które nie schodzą i brakuje motywacji do ogarnięcia reszty Natomiast jak się wkurzę, to pewnie skończy się to tym, że wyrzucę wszystko i tyle.