dla mnie też, dlatego wolę farbować sama - nawet jak nie wyjdzie to tak nie szkoda jak fryzjerka spapra i nie uzna reklamacji a drugi raz zabulić nie zawsze ma się już "odwagę"
Jak dla mnie najgorsze są fryzjerki które od lat nie były na żadnym szkoleniu. Raz poszłam do takiej, co skończyła szkołę ze 40 lat temu i w tym momencie zatrzymała się jej edukacja, nie miała pojęcia o tym co jest modne w tym wieku. Chciałam wycieniować włosy, a ta durna zrobiła mi dwie warstwy włosów i jakieś wieśniackie loczki, do tego obcięła mi włosy do ramion (a miałam do łopatek, miała oczywiście podciąć końcówki) wyglądałam jak babcia 60+ a miałam 14 lat... Drogie fryzjerki, douczajcie się cały czas! Moda się zmienia, co roku co innego jest na topie, nie można stać w miejscu przez kilkadziesiąt lat
Druga piekielność związana z fryzjerkami to oczywiście to nieszczęsne podcinanie końcówek. 5 cm to 5 cm, jak ktoś nie wie ile to to niech sobie kupi linijkę i trzyma w salonie. Cały czas pamiętam jak koleżanka mająca włosy do pasa przyszła do szkoły z włosami do ramion. Chciała przyciąć końcówki ale fryzjerka obcięła ponad 30 cm włosów!!
Boże... Przeczytałam "najgorsi frajerzy"
Byłam pewna, że wątek powstał aby ponarzekać na facetów, haha.
A ja muszę napisać o sytuacji, gdzie niewyparzony język pewnej fryzjerki o mało nie doprowadził do awantury
Przybyłam do salonu po ciąży, chciałam podciąć kilka cm włosów. Zaczęłam opowiadać, że niedawno co urodziłam i włosy lecą mi garściami. Przemiła fryzjerka zaczęła od razu doradzać mi wcierki/ suplementy itp. Podziękowałam za rady.
A tu za chwilę odzywa się druga fryzjerka (siedząca obok i uwaga uwaga, piłująca sobie szpony- dosłownie, jak u kota miała pazury) i z tekstem: "pff, z takimi włosami to od razu na 'zero' bym jechała". Ale mnie wkurzyła! Odwrót do niej i z mordką wyleciałam, żeby się nie wtrącała i lepiej obcięła paznokcie, bo podrapie klientki.. Na szczęście "moja" fryzjerka była ok i tylko na jej prośbę nie złożyłam skargi na tę drugą.. Masakra, co za laska.. Czasem warto przemilczeć albo sto razy przemyśleć co się chce powiedzieć, to też trafna uwaga
Od kiedy miałam włosy do połowy pleców i wybrałam się do fryzjera, wychodząc z włosami do ramion nie chodziłam z 7 lat do fryzjera, a włosy podcinała mnie mama. Teraz czasami chodzę do mamy koleżanki która jest fryzjerką (jak chcę coś bardziej wymyślnego niż włosy na prosto). Jednak największe zaufanie w sprawie cięcia mam właśnie do mamy. Jak mówię 2 cm to jest to 2 cm a nie 12 cm.
Kiedyś też poszłam zrobić upięcie na wesele. Powiedziałam że potrzebuję czegoś co przetrzyma cały dzień i całą noc i podróż 3 godziny na miejsce samochodem w upalne lato. Skonczyłam z jakąś kupą posklejaną lakierem niczym kropelką... W domu umyłam włosy (zajęło mi to ok. 30 minut - o zgrozo) i wyprostowałam, nie miałam innego wyjścia.
No i klasyczne farbowanie - proszę o jasny, średni brąz, wychodzę z prawie czarnymi włosami lub jaśniejszą górą i czarnymi końcówkami.
Ja z włosów brązowych, chciałam zrobić blond, jaśniutki. Jak fryzjer zaczął mi je rozjaśniać, to szłam w lecie z kapturem na głowie przez miasto i płakałam, jak patrzyłam na odbicie jajecznicy i szczypiorku w szybach sklepów. Naprawdę, takiej mieszanki intensywnej żółci i zieleni nie widziałam jeszcze nigdy u nikogo zapłaciłam sporo kasy, a sama doprowadzałam do takiego koloru jak chciałam włosy chyba z tydzień. Od tamtej pory powiedziałam NIGDY WIĘCEJ, jedynie na podcięcie końcówek raz na jakiś czas u sprawdzonego fryzjera.
Jakieś 2 lata temu byłam u fryzjerki pofarbować włosy, wszystko ładnie, pięknie a po ok 3 tygodniach kolor z włosów znikł. Po protu się wypukał. Nie wiem jak to było możliwe, poszłam tam a babka wcisnęła mi kit, że mam coś tam z łupką włosa, dopiero później dowiedziałam się, że mogła źle rozmieszać farbę. A nigdy wcześniej mi się nic takiego nie zdarzyło, włosy farbuje już od 16 roku życia.
Też uczyłam się na fryzjerkę. Miałam ogromne ambicje, brałam udział w konkursach i w planach miałam zamiar zacząć dorabiać sobie w domu, ale niestety zmieniła mi się nauczycielka i wszystko obróciło się w niwecz. Może to było z mojej strony tylko chwilowe, a po pewnym czasie i tak bym z tego hobby/zawodu zrezygnowała, nie wiem. W każdym bądź razie obrzydziła mi wszystko do tego stopnia, że chciałam jak najszybciej skończyć szkołę i zapomnieć o tym zawodzie.
Moje najgorsze wspomnienie? Ze szkoły, z praktyk. Nasza Pani obcinała nam często włosy na zajęciach całkowicie za darmo, ja też korzystałam z tych usług w celu cieniowania włosów i grzywki, gdy za dużo mi odrosły i nie chciały się układać. Byłam wtedy na etapie zapuszczania bardzo zniszczonych włosów, każdy milimetr miał dla mnie znaczenie. Wszystko było dobrze, aż pewnego razu obcięła mi włosy, które rosły w szpic - na prosto. Nie muszę mówić, że automatycznie się wtedy skróciły o kilkanaście cm i to był mój ostatni raz u fryzjera na kilka kolejnych lat. I tak zapuszczałam włosy aż doszły do pasa i nieco ponad rok temu poszłam do miejscowej fryzjerki je obciąć. Nie żałowałam, wolę krótsze włosy i byłam u niej jeszcze kilkakrotnie na podcinanie, zawsze wychodziłam zadowolona. Teraz włosy podcina mi maszynką narzeczony, nie mam już takiego bzika na punkcie długości włosów i choćby uciął mi sporo za dużo, przeżyję i będę się cieszyć nową, krótszą fryzurą.
Kiedyś chodziłam do takiej fryzjerki która zanim zdążyłam coś powiedzieć już cięła moje włosy. (chodziłam do tego fryzjera bo cała rodzina chodziła i tak chodziłam).Raz fryzjerka stwierdziła, że obetnie mnie identycznie jak mamę (bardzo cieniowane włosy) miałam wyglądać super, a chodziłam przez 2 tygodnie w czapce ;p
A teraz obcina i farbuje mnie Pan fryzjer i zawsze jestem zadowolona .
Moim zdaniem głównym problemem jest brak poprawnej komunikacji oby stron lub też jednej z nich. Jeśli fryzjer nie jest czegoś pewien, to powinien dopytać, a nie robić "na oko". Dobry wywiad przed usługą to klucz do udanej wizyty, pod warunkiem, że fryzjer nas słucha!
Moja ostatnia wizyta:
Przyszłam z bardzo luźną koncepcją i oczekiwałam od fryzjera porady. Celem było farbowanie końców, które były już żółte od spłukanej farby, coś w stylu ombre/sombre pod warunkiem nie dotykania 'odrostu', kolor miał być chłodny, zero miodowych/żółtych tonów + strzyżenie. Fryzjer wydawał się rozumny, a jako, że byłam u jednego z lepszych w mieście, to oczekiwałam wielkiego wow! Siedziałam tam 4h, najpierw miałam robione pasemka na całej głowie, co już mi się wydało podejrzane, ale zostałam uspokojona, że to tylko da delikatne refleksy, potem toner na całą głowę. W tym momencie przyszła do fryzjera kolejna umówiona klientka i zaczął się cyrk. Toner zmywała mi inna fryzjerka, myła głowę Pani z recepcji. Potem siedziałam i czekałam na zainteresowanie kogokolwiek, aż w końcu wrócił mój fryzjer i zapytał o cięcie. Cel: bardzo łatwa w ułożeniu fryzura, nowoczesna, cieniowana tylko na końcach, bo są grube, a nie na całości, bo włosy się puszą.
Po wszystkim widząc się w lustrze, w bardzo chłodnym świetle salonu już dało się zauważyć, że mam miodowe refleksy (sam fryzjer skwitował, że następnym razem mogę się pokusić o chłodniejszy odcień...), włosy ulizane, koloru w sumie aż tak nie było widać - wiadomo jak to zaraz po fryzjerze, wszystko widać dopiero w domu, po pierwszym myciu. No i wyszło... włosy miałam zafarbowane w całości, żadnego ombre nie było. Kolor był miodowym blondem, ciepłym Cięcie to był koszmar. Przez miesiąc chodziłam tylko w kucyku, bo nic więcej się z nimi zrobić nie dało, skoro sterczały na każdą stronę I tak oto wtopiłam 320 zł, tylko dlatego, że fryzjer mnie nie słuchał i nie miał dla mnie wystarczająco dużo czasu.
Kiedyś poszłam do fryzjerki obciąć końcówki, powiedziałam dokładnie ile chce żeby mi obcięła. A ona mi obcięła kawałek i stwierdziła ,ze więcej to szkoda... Tylko ,że akurat mi włosy rosną bardzo szybko i nigdy nie jest mi ich żal, wręcz przeciwnie wolę obciąć więcej. Zdecydowanie bardziej wolę jechać do fryzjerki z mojego miasta która bierze włosy i pyta, tyle a ja odpowiadam ,ze idealnie albo kawałek wyżej... Wstaje od niej z fotela dużo bardziej zadowolona.
1) Za czasów kiedy miałam prostą grzywkę poszłam i poprosiłam o podcięcie jej na wysokości brwi. Pani mnie obcięła, ale zauważyłam że jest krzywo i poprosiłam czy by mogła to wyrównać. Zamiast zrobić to o co poprosiłam pani wyskoczyła do mnie z tekstem, że nie każdy ma równe brwi... No cóż, nie wiem czy mam równe czy nierówne brwi, ale skoro sama prosiłam o wyrównanie, to chyba powinna to zrobić, a nie posyłać klientowi taki tekst.
2) Poszłam sobie zrobić sombre. Pani powiedziała, że mam ciemne włosy i ona to sombre zrobi rozjaśniaczem. Nałożyła rozjaśniacz, potem zmyła i powiedziała, że jeżeli takie sombre mi nie odpowiada, to ona mi może nałożyć na to farbę, ale to już moja decyzja, czy chcę płacić podwójnie za usługę. Obejrzałam się w lustrze i może nie było to spełnienie moich marzeń, ale wyglądało okej, a ja biedna studentka nie mogłam sobie pozwolić na jeszcze większy wydatek tym bardziej, że dla mnie 150 zł wydane na fryzjera to sporo.
Niestety kiedy przyszłam do domu i zobaczyłam się w lustrze w świetle dziennym a nie sztucznym, okazało się, że ja niektóre pasemka mam rozjaśnione aż do siwości... No i właśnie, to nawet nie było sombre, tylko chamskie pasemka. Siwe pasemka na ciemnych włosach - tragedia... Leżałam potem przez godzinę na ziemi i płakałam. A jeszcze tego samego dnia poleciałam do Rossmanna i poprawiłam to farbowanie za 150 zł, farbą za 20-30 zł. Od tego czasu już się nie farbuję...
3) Może nie do końca fryzjerska sprawa, ale... Salon do którego chodzę oferuje też regulację brwi. Zawsze regulowała mi je jedna dziewczyna i byłam zadowolona. Tym razem była zajęta i chciałam poczekać aż skończy, ale druga pani na mnie wręcz naskoczyła, że ona też reguluje brwi i ona mi je zrobi. No okej, zgodziłam się. Niestety ta regulacja brwi zakończyła się kilkoma rankami. Naprawdę nie wiem co ta pani tam wyprawiała z moimi brwiami, ale miałam otwarte ranki z których sączyła się krew...
4) Rzecz sprzed jakiegoś tygodnia. Poszłam podciąć końcówki. Wchodząc do fryzjerki poprosiłam po prostu o usługę podcinania końcówek. I tyle. Nic więcej, żadnych więcej bonusów. Zwykłe klasyczne podcinanie końcówek, które kosztuje ok 15 zł.
Pani obcięła mnie termo nożyczkami. Nie było mnie tam trochę czasu i myślałam, że teraz podcinanie robią właśnie termo nożyczkami, a nie zwykłymi klasycznymi nożyczkami. Spodziewałam się też, że zapłacę normalnie za podcięcie włosów. Natomiast zapłaciłam 40 zł za podcinanie końcówek, chociaż wcale nie prosiłam o specjalną usługę....
Na koniec dodam, że wszystkie te sytuacje pochodzą z jednego salonu, który prowadzi matka z córką. Do matki nie polecam chodzić (sytuacja 1 i 3), natomiast córka zazwyczaj dobrze się spisuje - no ale nie zawsze (sytuacja 2 i 4)...
Z racji tego, że mieszkam w baaardzo małej wsi gdzie wszyscy się znają, to po prostu głupio mi było przy którejkolwiek z tych sytuacji zrobić awanturę i powiedzieć, że np "nie o to prosiłam i nie zamierzam za to płacić". Ale niesmak pozostaje. Teraz już się tam nie farbuję i nie reguluję tam brwi. Chodziłam na podcinanie końcówek i na jakieś czesania na imprezę (tutaj akurat jeszcze nie nawaliły ), ale po ostatnim podcinaniu włosów nie wiem czy jeszcze tam wrócę...
@nazwa001 zazdroszczę mamy! Moja mama też mi podcinała włosy, ale zawsze wychodziła z założenia, że włosy zaraz przecież i tak odrosną, to lepiej podciąć więcej. Niby prawda, ale... Niezbyt fajnie to wyglądało, jak prosta grzywka zamiast sięgać brwi, czy lekko przed brwi, była do połowy czoła, a ja musiałam chodzić cały czas "zdziwiona", żeby brwi były bliżej grzywki i nie wyglądało to tak fatalnie!
@Cormi ja kiedyś mojej mamie powiedziałam, że chce grzywkę tak zrobioną żebym mogła brać ją na bok i żeby ona wydawała się taka w linii krzywej (czyli normalna prosta grzywka którą się bierze na bok), moja mama wzięła nożyczki i ścięła mi grzywke tak po krzywej linii, najkrótsze włosy miały około 1,5 cm długości
Poszłam jakiś czas temu do fryzjerki bo chciałam wrócić do naturalnego koloru, do tej pory długo miałam ombre i robione głównie samodzielnie. Wcześniej nie wyglądało źle, ale ostatni raz przed wizytą farbowałam włosy ok 6 miesięcy wcześniej. Wyglądały średnio bo miałam jaśniejszy odrost, ciemny środek i wypłowiałe końce, ale po to się idzie do fryjzera żeby coś z tym zrobić. I musiałam się nasłuchać od kobietki, że co ja to w ogóle mam na głowie, co mi przyszło do głowy żeby robić ciemną górę bo mi to w ogóle nie pasuje, że samemu w domu nic dobrego nie wyjdzie, że włosy mam tak zniszczone że żadne maski mi nie pomogą tylko olaplex i w ogóle to jakby chciała doprowadzić moje włosy do ładu to zajęłoby jej to cały dzień. W życiu mi nie było tak przykro u fryzjera.
Poszłam dwa tygodnie do swojego dawnego i wszystko pięknie. Żadnych komentarzy, włosy podcięte i żyją nawet bez olaplexu.
Tak więc moim zdaniem oprócz wiedzy najważniejsza jest kultura.
a oto "V", które zrobiła mi fryzjerka :X
żenada - teraz to i tak chyba za późno iść z reklamacją - wczoraj minął tydzień od wizyty...