Może być wygodnicki - ma dziewczynę, ma z kim iść do łóżka 🤷🏻♀️
I póki nie musi mówić, że kocha, dopóki nie wymagasz od niego poważniejszych deklaracji typu ślub, typu dzieci to będzie w tym trwał - a jak zaczniesz mu suszyć głowę o to, to prawdopodobnie:
- albo ucieknie
- albo będzie Ci dawać jakieś warunki (nawet, żebyś schudła czy przytyła 🤣)
- albo będzie mówił, że kieeedyś to zrobi, ale to kiedyś nigdy nie nadejdzie 🙄
Uważam, że nie potrzeba ślubu żeby się kochać i jak najbardziej bez tego żyć. Ale jeżeli Ci będzie zależeć to może być przykre 🤪. Tak samo jak z tym, że chcesz usłyszeć to "kocham" a gość odwraca kota ogonem.
I będziesz czekać na te właśnie chwilowe piękne momenty jak obsypanie całusami. A w środku czuć się coraz gorzej 🙃.
Rok to też nie jest tak dużo 😅. Czasami faktycznie trzeba się dotrzeć i się pokłócić. Ale jeżeli dalej nie możecie dojść na jakiś kompromis i stale się kłócicie to przemyślałabym czy to ma sens 🤷🏻♀️. Przemyślałabym o co się kłócicie, czy jesteś w stanie to co mu nie pasuje zmienić i czy on też Cię nie prosi o "nie wiadomo" co 🤪
Jeżeli takie kłótnie są w rocznym związku to co będzie dalej? Rok to czas kiedy powinny jeszcze być motyle w brzuchu a nie kłótnie. Ja z mężem nie kłócę się praktycznie w ogóle, oczywiście są sprzeczki czy mocniejsza wymiana zdań, jakiś czas temu mieliśmy moment w którym nie potrafiliśmy się porozumieć, sprawa była o tyle trudna ze to co się działo było nie zależne od nas obojga i rosła w nas frustracja z której wynikały kłótnie, ale nawet przez moment zadne z nas nie byłoby w stanie powiedzieć ze się chyba jeszcze kochamy. Miłość nie zawsze jest łatwa i w tych trudniejszych chwilach rozmawiamy o tym, ale kiedy to co złe minie to wracamy do tego jak było wcześniej, dbamy o to żeby po tych paru latach bycia razem coś z tego początkowego szaleństwa cały czas w nas było.
I na pewno nie pozwałabym na żadna bliskość, nie dałabym się traktować jak zabawkę, która można się pobawić i rzucić w kąt. Podejrzewam ze nawet nie dzieliłabym jednego łóżka, bo jaka masz pewność ze on w tym momencie nie poznaje kogoś innego a ty jesteś wyjściem awaryjnym?
Nigdy nie odzywalismy sie do siebie dlużej niż dzień 😂😂😂 jak mój zima sie wkurzyl to bylo nocą i poszedl do lasu to ja pognalam za nim i się wrócił 😂😂😂bo on wie ze ja po ciemku jestem jak kura ślepa a latarka to i tak za malo zeby sobie nie zrobić krzywdy 😂😂😂😂. Mój ma bardzo wybuchowy charakter a raczej miał bo od kiedy ze mna jest zmienił sie sporo na spokojniejszego...
Mysle że lepiej odrazu sie dowiedziec na czym sie stoi niż później obudzuć sie z przysłowiową reką w nocniku.
Rozmowa jest najlepsza opcja wiem że sie boisz ale lepiej jednak wiedzieć na czym sie stoi.
Absolutnie nie wyobrażam sobie sytuacji, że nie odzywam się do męża albo on do mnie przez tydzień. Tak swoją drogą ciche dni uważane są za przemoc, bierna forme agresji. Oczywiście, w zależności od okoliczności. Myślę, że w każdym związku zdarzają się kłótnie, mniejsze lub większe, ale szkopuł tkwi w tym, jak takie problemy są rozwiązywane.
Nie możesz się bać rozmowy, bo nawet najgorsza prawda jest lepsza od złudzeń.
myślę, że u nas dużym czynnikiem tego, jak wygląda sytuacja,. był fakt, że szybko ze sobą zamieszkaliśmy, ju po pol roku znajomosci, a po miesiacu zwiazku xd
Znam pary które szybko ze sobą zamieszkały po poznaniu się i nie kłóciły się 🤷🏻♀️. Myślę, że może jakbyście mieszkali dłużej osobno to pewnie kłócili byście się o coś innego, albo kłótnie by się pojawiły po prostu później 🙃.
Mój mąż oświadczył mi się po 6 miesiącach a po kolejnych 6 ja rzuciłam wszystko i przeprowadziłam się do niego do innego kraju. Ja bym szukała problemu gdzieś indziej, chyba ze to chodzi o to ze jednak uznał ze wasz związek to nie było to czego szukał i teraz nie wie jak się wycofać
Dokładnie, ja jestem w takim związku, niebawem bierzemy kredyt na nowe mieszkanie. Kłócimy się strasznie, bo jesteśmy oboje pyskaci, ale wydaje mi się, ze żadne z nas się tym nie przejmuje, bo tego samego dnia ze sobą rozmawiamy, umiemy przepraszać i znajdujemy rozwiązanie.
Trzeba się go zapytać, dla kogo szuka mieszkanie i czy uwzględnia Cię pod uwagę w dalszym zyciu.
To ja tylko napiszę, że u nas było w drugą stronę i po niecałym roku mieliśmy okropne awantury. Gdyby nie anielska cierpliwość mojego K i jego upór teraz nie bylibyśmy rodziną, a kocham tego świra ponad życie, chociaż nadal czasami spakowałabym go i wykopała do mamusi. Tak naprawdę to u nas sprzeczki i kłótnie ustały, kiedy zamieszkaliśmy razem. Ale to tylko pokazuje, że niezawsze na początku muszą być motyle, albo że jak po roku są kłótnie to co będzie później - chociaż wiadomo, do wszystkiego trzeba podchodzić z głową, bo każdy człowiek, sytuacja, związek jest inny i u jednych kłótnia nie równa się kłótni u drugich.
@bialewydmy podobnie jak dziewczyny myślę, że powinnaś z facetem usiąść, powiedzieć co Ci leży na sercu i jak odbierasz obecną sytuację. Bo jak masz takie myśli i obawy dzisiaj, to same jutro nie znikną. A taka prawdziwa rozmowa jest genialna, nic tak nie oczyszcza atmosfery i nie rozjaśnia sytuacji jak rozmowa w cztery oczy i pierwsze przysłowiowe 5 minut mówisz Ty, a potem on. Bez kłótni, przerywania sobie, na chłodno. Jak się rozpłaczesz, albo głos Ci będzie drżał z emocji, to trudno, ale powiedz wszystko co masz w głowie. W takich rozmowach naprawdę bardzo dużo rzeczy wychodzi i można zrozumieć tą drugą stronę.
Całkowicie rozumiem Twój strach przed rozmową i przed możliwością usłyszenia gorzkiej prawdy. Ja sama dokładnie to samo przeżywałam, tylko w dłuższym związku. I przez rok czasu strach przed rozmową powstrzymywał mnie przed zrobieniem tego kroku, na końcówce już praktycznie nie byłam w stanie pracować, funkcjonować, i wylądowałam u psychologa. A gdy w końcu odważyłam się wyłożyć karty na stół, i poniekąd postawić ultimatum - wyszło, że nie jest gotowy na to, czego ja oczekiwałam od niego i od nas. Dwa dni później spakowanym samochodem wracałam 300 km dalej do domu rodzinnego. Była to najtrudniejsza decyzja w moim życiu, ale teraz wiem, że jednocześnie było to najlepsze, co mogłam dla siebie zrobić.
Lepiej jak teraz powie i się na spokojnie rozstaniecie niż będziecie to ciągnąć w niskonczonosc.
Choć łatwo się mówi. Ja z moim zamieszkałam po 2miesiacach od pierwszego spotkania, od początku były zgrzyty i w sumie od poczatku nie mowil kocham i wiedzialam ze tego nie czuje - ja bylam jednak tak zauroczona nie wiedziec czym że tak trwałam w nadziei że się zmieni, a ostatnio non stop sie kłóciliśmy. Teraz on ma depresję, ja się ciągle denerwuje. Moze klotnie ustaly, ale nie jest dobrze. W sierpniu minie 10lat odkąd jesteśmy ze sobą.
Teraz on mnie chorobliwie kocha, a ja tego nie czuje. Z jego strony może też depresja powoduje ten nagły przypływ miłości. Po 10 latach naprawdę ciężko będzie się rozstać, ale rozważam taką opcję, jednak dajemy sobie czas do października aż zakończę pracę. Bo jeśli wyzdrowieje i znów będzie to co wcześniej to ja nie widzę totalnie sensu.
Także jeśli nie chcesz tkwić w toksycznym związku tak jak ja to musicie porozmawiać. Im później będziecie wiedzieć że to nie to, to będzie trudniej się rozstać i pewnie będą momenty, że uznacie że to jeszcze nie ten moment, aż w kłótniach zastanie Was starość.
Teraz zaczęłam się zastanawiać nad tym, kiedy ostatnio mój mąż mi powiedział, że mnie kocha i w sumie nie robi tego często. Ja też nie jestem zbyt wylewna, wiec może dlatego mi to nie przeszkadza i nie robi różnicy.
Mi się wydaje, że okzujemy sobie to "kochanie" w inny sposób, a dla mnie zachowanie Twojego chlopaka to takie przygotuję Cię do zerwania, będzie mniej bolało, sama tak robiłam jak miałam 19 lat.
Myślę, że dopóki jest między partnerami podobne podejście do mówienia sobie "kocham" i okazywania uczuć, i nie zmienia się to nagle, to wszystko w porządku. Niektóre pary nie muszą sobie tego ciągle powtarzać 😉
Z drugiej strony ja wiem, że potrzebuję to słyszeć i czuć (choć oczywiście nie non stop), i znalazłam takiego partnera, który sam z siebie mi to daje. Ważne by się dobrze dopasować 😉