GLAMGLOW

Maseczek z GlamGlow była bardzo ciekawa, jednak ich ceny skutecznie mnie odstraszały. W końcu dostałam do testowania zółtą miniaturkę i myślałam, że oszaleje z radości... do pierwszego zastosowania. Maseczka była gratisem za zrobione zakupy w lookfantastic. 7 mililitrów zamkniętych w żółtym opakowaniu aż do mnie krzyczało z półki, żeby w końcu wypróbować. Trafiłam na wersję oczyszczającą pory, tym większy był mój uśmiech na twarzy. Na twarz nakładamy fioletowy mus, który szybko zamienia się w piankę. Jest to świetne uczucie i cudownie się na to patrzy.Podobno wystarczy 60 sekund i nasza skóra powinna być insta-idealna! Zmywa się tę maseczkę dziwnie, staje się lepka i dziwnie żelowa. Po wysuszeniu buzi byłam w lekkim szoku. Pory nie dość, że nie były "wyczyszczone" (i tak nie liczyłam na nic spektakularnego), to miałam wrażenie, że są wręcz bardziej brudne. Na następny dzień w naturalnym świetle się to potwierdziło. zaskórniki były BARDZIEJ widoczne, co sprawiło, że musiałam się ratować kwasami. Bardzo się rozczarowałam i do tego cała moja chęć kupienia ich maseczek zniknęła.

Zobacz post