Mam trochę chmurek z kalendarza do nadrobienia, bo ostatnio nie miałam czasu. Ale przynajmniej zdążyłam przetestować nieco produkty. W następnym w kolejności okienku kalendarza Balei znalazł się krem BB. Byłam go strasznie ciekawa, bo do tej pory tylko zrażałam się do kremów BB. Niestety i ten ten ulubieńcem nie zostanie. W zasadzie poza pomarańczową poświatą na twarzy to nie zrobił nic. Na dodatek ją jeszcze dotłuścił tak, że nawet puder nie pomógł. Ciężko było mi też dobrze go rozsmarować, bo miałam rażenie, że wszędzie widzę pomarańczowe plamy. Także to produkt, którego byłam szalenie ciekawa, ale niestety raczej go nie zużyję. Oby kolejne dni były ciekawsze.
Zobacz post
Kalendarz Balea - okienko #8
Co tym razem? Mały krem BB. Oczywiście szata graficzna nadal zachwyca. Zapach oczywiście słodki - tym razem marakuja. Sam krem wydaje mi się, że jest za ciemny i wpada w pomarańczowe tony. To chyba pierwszy kosmetyk z tego kalendarza, którego nie wykorzystam. Jestem bladziochem i trochę się boję, że to nie mój kolor, ale przetestuję go jeszcze w lepszym świetle, bo pierwsze próby podjęłam w nocy. Konsystencję ma przyjemną, dobrze się go rozprowadzało. Nie skreślam go, ale chyba niestety nie.
Podobne produkty
