Nie chce mi się żyć...
Kochane, na wstępie od razu Was powiadomię, że jestem jedną z Clouders z długim stażem, założyłam sobie drugie konto, bo to, co chcę napisać jest naprawdę ciężkie.
Przez ostatnie niemal 4 lata byłam doskonale przekonana o tym, co chcę robić w przyszłości, odnośnie zawodu oraz studiów. Wszystko to dzięki osobie, która pokazała mi drogę, zainspirowała mnie i w ogóle stała się taki moim światełkiem w tunelu. Ponieważ była moją nauczycielką, nie mogłyśmy się oczywiście zaprzyjaźnić do czasu aż skończę szkołę mimo naszych bliskich relacji, wielu wspólnych zainteresowań itp. Szalałam z radości gdy wreszcie skończyłam liceum i dostałam się na upragnione studia, bo wiedziałam że wreszcie zaczniemy naszą prawdziwą przyjaźń. I wydawało mi się, że wszystko jest super. Ale nie jest. Przez chorobę nie dałam rady rozpocząć dobrze studiów więc poszłam na urlop dziekański. A przez ten cały czas do dzisiaj utrzymywałam kontakt z tą osobą, fakt, że rzadko się widywałyśmy, bo pracowała, miała cały dom na głowie, ok. Dałam jej spokój, nie odzywałam się w ogóle od kwietnia. Teraz, kiedy zaczęły się wakacje, pomyślałam, że na pewno będzie miała czas na spotkanie, zresztą pewnie też się stęskniła. Chciałam porozmawiać z nią bo zaczęłam mieć poważne wątpliwości co do moich planów. A te wątpliwości wzięły się stąd że przez cały ten rok widziałam się z nią może max. 3 razy? A ona w ogóle się do mnie nie odzywa. I to nie jest już pierwszy raz kiedy zlewa sms-y ode mnie. Czara się przelała. Skoro nawet w wakacje nie raczy się mną zainteresować (chociaż rok temu podczas zakończenia roku obiecywała stały kontakt) przestaję traktować ją jak przyjaciółkę. I nawet nie wiecie jak to mnie teraz cholernie boli. Ja zawsze dobierałam starannie znajomych, stawiałam na jakość. Pierwszy raz aż tak się przejechałam. Powierzyłam jej całą swoją przyszłość, a bez jej wsparcia nie jestem w stanie ani podjąć tych studiów (nikt w domu/rodzinie nie pomoże mi bo to języki obce, a u nas nikt nie za bardzo wchodzi w tę dziedzinę) ani pracować jako nauczyciel. Po prostu potrzebowałam jej jako motywatora. J. okazała się samolubną osobą, która za nic miała to jak bardzo ją ceniłam, a dobrze o tym wiedziała, nie raz o tym mówiłam. I dzisiaj cały dzień chodzę jak w depresji, bo straciłam wiarę w sens tego, co robiłam przez 4 ostatnie lata. Nie potrafię znaleźć sobie żadnego zawodu ani kierunku studiów który by mnie satysfakcjonował i który dałabym radę skończyć, wpadłam tylko na jeden pomysł. Jestem osobą głęboko wierzącą, wiara to dla mnie fundament życia i to jedyna rzecz która sprawia mi teraz choć trochę przyjemności. Dlatego pomyślałam sobie o pójściu do zakonu... Po prostu, żeby odciąć się od tego wszystkiego, tak się załamałam że odechciewa mi się żyć, wszystko się we mnie trzęsie... Wiem, że to radykalna decyzja, którą należy przemyśleć,oczywiście to zrobię, porozmawiam z kim trzeba, spróbuję powiedzieć to jakoś rodzicom... Choć będzie ciężko bo gdy mam o tym wszystkim mówić to od razu chce mi się płakać...
Dzięki jeżeli któraś z Was w ogóle to wszystko przeczytała. Dziękuję za każde miłe słowo. I nie krytykujcie mnie, proszę, za mój pomysł, wiem, że jest tu wiele z Was, które inaczej podchodzą do wiary niż ja i to rozumiem.
Moim zdaniem powinnaś się uspokoić. Wypij melise może jakieś ziołowe tabletki na uspokojenie? Nie poszłabym do zakonu za nic ale to indywidualna kwestia. Przemysł to dobrze. Jeśli masz ochotę pogadać napisz wieczorem
Nie ma co się łamać ,bo każdy z nas znajduje się czsami na skrzyżowaniu dróg i nie wie w którą stronę iść... To naturalne! usiądź ,pomyśl.... Nie wiesz na jakie studia iść ??? Znajdź pracę ... idź na studium roczne ... przeczekaj ten czas kiedy nie wiesz co z sobą zrobić a życie samo podpowie co dalej. Pamiętam temat przyjaciółki - nauczycielki i powiem szczerze ,że od początku wiedziałam,że tak będzie. Nie zrozum mnie źle.... to po prostu moim zdaniem nie miało prawa bytu choć dawalam Wam małą szansę ! Głowia do góry
Przyjaźń z nauczycielką? Ile masz lat? Ona może od początku nie traktowała Cię jako przyjaciółkę tylko uczennicę. Pamiętaj, że nie można oczekiwać od kogoś przyjaźni i nie możesz być oto zła , bo każdy człowiek jest wolny. Wszystko co robisz w życiu robisz dla siebie, a nie dla kogoś. Moim zdaniem jesteś za bardzo uzależniona od tej osoby. Od początku motywacja powinna brać się z Ciebie i Twoich pobudek. Ty sama musisz umieć motywować się do działania. Nie wmawiaj sobie, że jej potrzebujesz, bo to nie prawda. W każdym razie wybierz cokolwiek, ale nie zakon. Dziewczyno!!!
Również popieram @monawerona
Nie można w życiu być od nikogo zależnym. Przecież od dawna wiadomo: umiesz liczyć? Licz na siebie! Każdy w życiu ma chwilę zawahania i zwątpienia, lecz trzeba myśleć optymistycznie.
A co do zakonu to wiadomo wiara to kwestia indywidualna. Pamiętaj jednak, że to nie jest takie "hop siup". A co powiesz na zostanie katechetką?
Może to tak wyglądać, ale gdyby nie ona, nie podjęłabym decyzji żeby tak układać sobie życie. Nie zmuszam nikogo do przyjaźnienia się ze mną, ale czy po prostu być w kontakcie (skoro mi to obiecała!) to tak wiele? jak mam poradzić sobie na tak trudnych studiach sama? nie jest to banalny kierunek, a w domu nikt mi z tym nie pomoże... Także nie jestem zła że nie ma przyjaźni tylko że olewa mnie w sprawach w których mówiła że zawsze mogę do niej przyjść jeśli mam problem. I poczułam się jak czarna owca... A wolę już iść do zakonu niż użalać się nad tym że nie mam pomysłu na życie i zadręczać rodziców
Nie rozumiem czemu dziewczyny krytykują zakon. Decyzja jest trudna, ale nie ma się co poddawać i wybierać przez jedną sytuację. Musisz iść do przodu i zakon to będzie po części zamknięcie kariery, jeśli miałaś plany - idź ta droga dalej, osiągnij coś , pokaż że poradzisz sobie sama.
wiem, że liczyłoby się to z wielką zmianą w moim życiu i dlatego nie chcę podejmować decyzji od razu a zostanie nauczycielką po tym co przeszłam nie wchodzi już w grę, zraziłam się do tego przejrzałam sobie kierunki na uczelniach i zastanawiam się nad czymś takim jak "praca społeczna" "pracownik socjalny" bo to jeszcze jedynie choć trochę mnie zainteresowało
Miałam plany ale to już zamknięty rozdział, układam sobie życie od nowa i właśnie tak tylko pomyślałam o tym zakonie, na razie tylko sugestia, ale w tej chwili najbardziej mnie to przekonuje...
Moim zdaniem jesteś słaba psychicznie dlatego takie odrzucenie, sprawa z chorobą i inne rzeczy sprawiły, że jesteś totalnie załamana. Wierz mi, w życiu zdarzą się jeszcze tysiąc razy gorsze rzeczy i to nie powód by uciekać i szukać spokoju, odosobnienia poprzez zakon. Wiara jest ok, ale nie można iśc do zakonu dlatego, że zdarzyło się coś złego i straciłas oparcie.
Jesli nie czujesz, że dasz sobie radę na tych studiach, zrezygnuj, zrób sobie rok przerwy który pozwoli Ci spojrzeć inaczej na całą sytuację. Znajdziesz pracę, ułozysz sobie w życiu, a pomysł na siebie sam przyjdzie. Zresztą to ma być Twoja decyzja, a nie motywowana innymi osobami. Nie staraj się nikogo uszczęśliwiać wybierając konkretne studia czy spełniać czyjeś ambicje w stosunku do Ciebie. Jesteś dorosła więc czas podjąć własną decyzję.
Zrobiłaś najgorszą rzecz jaką mogłaś, czyli pozwolić drugiej osobie decydować o swoim życiu. Nikt nie może dokonywać za Ciebie wyborów. Teraz nie potrafisz zadecydować sama co chcesz robić w życiu i kim chcesz być, tyle kosztowała Cię ta ‘’przyjaźń’’. Jesteś niczym pozostawione na pastwę losu dziecko bez matki w środku ciemnego lasu. Bym powiedziała nawet gorzej – jesteś wykreowana przez tę osobę. I teraz masz dwa wyjścia, albo wychodzisz sama z lasu bez mamusi i zaufasz sobie, że potrafisz osiągnąć sama sukces, bez tej osoby, albo dalej będziesz gnić w martwym punkcie. Wszystkie rzeczy z reguły trudne, wymagają trudności, a życie to dokonywanie wyborów – samemu! Musisz się odciąć od tej osoby, bo to Ciebie zniszczy. Nie możesz odpuszczać, gdy w życiu robi się trudno. Olewa Cię ma takie prawo. Ona po prostu nie chcę, obiecywać można i gruszki na wierzbie. Czy życie Cię nie nauczyło wystarczająco? Chyba każdy kto trochę w życiu przeżył, wie że życie nie jest owiane różami. Musisz nauczyć sama sobie radzić. Jakie studia wybrałaś i dlaczego? Bo motywowała Cię do nich tylko ta osoba, sama nie chciałaś iść na te studia? Nic nie potrafisz? Skoro udało Ci się dostać na te studia, to coś musisz jednak umieć. Zadecyduj dziewczyno, co chcesz robić w życiu, kim chcesz być i na jakie studia chcesz pójść. I co Ty masz z tym zakonem? Nie ma innej drogi ?Nie każdy kto wierzy w Boga idzie do zakonu. To jest poważna decyzja i nie może ona być spowodowana tym, że jakaś nauczycielka przestała Ciebie motywować do działania. @nomorepain
Właśnie to chciałam powiedzieć. Powierzyłaś jej wszystko i teraz wydaje Ci się, że Twój świat legł w gruzach. Nie krytykuję Cię bo każdy potrzebuje w życiu kogoś kto wesprze dobrym słowem. Ale mówisz że pokazał CI drogę i chciałaś się z nią dalej przyjaźnić, ja widzę to tak że całe swoje życie oparłaś na tym co ona powiedziała i wydaje CI się że bez niej sobie nie poradzisz. A może to właśnie dobrze? Może lepiej że ta przyjaźń nie udała się teraz, kiedy możesz wybrać i zdecydować co chcesz. Przecież nie mogłaby Cię prowadzić za rękę przez całe życie. Ale rozumiem że jest Ci przykro z tego powodu. Rozumiem czym jest zawód na osobie bliskiej, ale trzeba żyć i nie poddawać się. Jesteś silną osobą i dasz radę! A co do decyzji o zakonie - też jestem bardzo wierząca i wiara i modlitwa zawsze dawały mi siłę. Ale czy od razu trzeba wstąpić do zakonu? To nie jest chwilowe wyjście, nie możesz wstąpić na miesiąc, pomyśleć i wyjść. Może najpierw trzeba wszystko przemyśleć, poświęcić trochę czasu na wybór studiów, chociaż teraz jest tak że i po miesiącu możesz zrezygnować jak CI się nie spodoba. A może masz jakiegoś księdza lub zakonnicę z którą możesz się spotykać i rozmawiać o problemach? Oni zawsze znajdą dla Ciebie czas i nie zostawią Cię jak tamta osoba. Nie martw się, jutro przyjdzie nowy dzień i zupełnie inaczej spojrzysz na sytuację
Ochłoń troszkę, nabierz dystansu. Wtedy sama zobaczysz, że zakon nie jest żadnym rozwiązaniem, z tego co mówisz miałaby to być forma ucieczki a to nie o to chodzi. Jeśli znajdujesz pocieszenie w modlitwie - módl się, ale nie idź do zakonu. Zastanów się, czy podjęłaś takie właśnie decyzje jedynie pod wpływam nauczycielki czy jest to to co właśnie chcesz robić? Jeśli to jest właśnie Twoja droga to idź nią śmiało, mi w czasie studiów też nikt z rodziny nie mógł pomóc, tzn merytorycznie, ale nie ma takiej potrzeby, nie decyduje to o Twoim sukcesie Ze wszystkim poradzisz sobie sama, jestem tego pewna A ta Panią się nie przejmuj, przepraszam Cię, ale nie sądzę, że kiedykolwiek była Twoja przyjaciółką. Po prostu była miedzy wami relacja nauczyciel - uczeń. Uczeń z potencjałem w jej kierunku, ktoś kogo mogła prowadzić. Ale nie przyjaciółka. Na pewno trafisz w życiu, chociażby na studiach na wspaniałych przyjaciół. Na fantastycznych ludzi z którymi będziesz mogła "konie kraść ". Trzymam za Ciebie kciuki
Zakon nie powinien być "ostatnią deską ratunku". Powinna być to decyzja w pełni świadoma i w stu procentach zgodna z naszym sumieniem i przekonaniami. Nie mówię tu o jakimś powołaniu, bo z rozmów ze znajomym klerykiem wiem, że na to również przychodzi czas w odpowiednim momencie, a nie od razu. Co do przyjaźni z nauczycielką zawsze może się zdarzyć coś takiego. W końcu nie każda sytuacja to ta stereotypowa, lecz wręcz przeciwnie indywidualna i zależna od wielu czynników. Przyznam rację - nie można być od nikogo zależnym - to Twoje życie, a nikt za Ciebie go nie przeżyje. Wspominasz, że są wakacje, więc co stoi na przeszkodzie, by nie wykorzystać go na porządne "bycie ze sobą", poznanie swoich zainteresowań dogłębnie ? Przemyślenie czego naprawdę chcesz w swym życiu i ustalenie konkretnych priorytetów ? Mogą być one stereotypami - dom, rodzina, kochający małżonek. Jednak to zawsze cele do których warto dążyć. Dlatego głowa do góry. Usiądź w cieniu na ławce z kubkiem gorącej herbaty i zastanów się na spokojnie. A jeśli te studia to coś, co naprawdę lubisz i jest Ci pisane to mimo każdych przeszkód osiągniesz to. Mimo wszystko i przeciwko wszystkiemu. Udowodnisz wtedy sobie, że możesz wiele. Sama. NIEZALEŻNIE od innych.
Takie decyzje jak kierunek studiów, kariera zawodowa czy pójście do zakonu powinnaś od początku do końca podejmować sama. Wiadomo, że przyjaciele to bardzo ważna sprawa i warto wysłuchać ich opinii ale nie może to być jedyną motywacją Twoich życiowych wyborów. Z tego co piszesz to wnioskuję, że tylko Ty uważałaś to za przyjaźń a dla tej drugiej osoby byłaś tylko uczennicą, która potrzebuje małego wsparcia, co zresztą teoretycznie należy do obowiązków nauczyciela. Nie zrozum mnie źle, ale zapewne Twoje oczekiwania trochę ją przerosły więc po prostu urwała kontakt bo być może w jej odczuciu dokonałaś nadinterpretacji co do waszej relacji. Zresztą ludzie sporo mówią, ale raczej mało prawdopodobne, że pomagałaby Ci z każdym kolokwium, egzaminem itd bo przecież ma własne życie. Od tego są korepetycje. Wiem, że to wszystko może brutalnie brzmi ale im prędzej to zrozumiesz, tym szybciej się pozbierasz i zajmiesz się swoim życiem tak jak ona zajęła się swoim. Nie możesz mieć do niej żadnych pretensji. Wiem, że tak byłoby Ci łatwiej ale z mojej perspektywy po prostu za dużo oczekiwałaś bez żadnych podstaw.
Głowa do góry ! Jesteś młoda, całe życie przed Tobą i pewnie niedługo znajdziesz prawdziwego przyjaciela i nie podejmuj żadnych decyzji pod wpływem emocji
Co do zakonu. Twój wybór i tylko twój ! Ale kochana przemyśl to jeszcze raz na spokojnie bo nie będzie odwrotu. Znam dużo zakonnic które są szczęśliwe ale one chciały iść do zakonu od swoich nastoletnich lat i długo nad tym myślały. Nie idź tam bo życie ci się wali to musi być natchnienie to Bóg musi cię wołać do siebie. Poczekaj z rok tylko rok spróbuj coś w tym czasie zrobić jeśli dalej będziesz chciała iść do zakonu to IDŹ bo wtedy będziesz wiedziała że spróbowałaś jeszcze raz ale jednak wiara cię umocni. i jeszcze jedno wiesz co to PUSTYNIA ?? Pustynia to ŁASKA ! Pustynia jest cicha nie słychać nikogo coś podobnego to łaska czasem Bóg ci pomaga nie robiąc nic tylko obserwując dając ci tą swobodę ciszę. :3 A i jeszcze jedno gorzej być nie może, może być tylko lepiej ! Zastanów się jeszcze raz
Ps. pisze to jako osoba wierząca wiedząc że na tej stronie są pewnie inne również wyznania Uszanowanko dla was jak coś
Jeśli chodzi o przyjaźń z nauczycielką moja starsza koleżanka po skończeniu muzyka chodzi ze swoją nauczycielką od śpiewu na piwo co sobotę I naprawdę stały sie przyjaciółkami a różnica wieku w tym im nie przeszkadza
Też teraz czytając wypowiedzi @nomorepain doszłam do wniosku, że to faktycznie pozwoliła ona decydować o swoim życiu drugiej osobie. Ja osobiście w życiu nie dałabym komuś decydować o mojej przyszłości bo czytając wypowiedzi autorki wątku tak naprawdę dążyła ona do realizacji tego co druga osoba chciała, a nie to co ona sama. Skoro teraz nie potrafi sobie poradzić bo nie ma wsparcia tamtej osoby to najwyraźniej ten kierunek nie był dla niej.