NIOD

Maseczka z Niod była BARDZO polecana przez dziewczyny z bloga Bless the Mess - miała działać podobnie do zabiegu u kosmetyczki, do tego palić twarz żywcem i piec ją nawet do 10 minut po zmyciu. I co? Chyba mam twarz z kamienia. Uwielbiam dziewczyny z BlesstheMess, ponieważ każde ich polecenie świetnie się u mnie sprawdza - to dzięki nim odkryłam kosmetyki the Ordinary. Ostatnio skusiłam się na maseczkę, która otrzymała u nich osobny wpis i zabrałam się od razu do testów.
Opakowanie jest episkie - super kartonik, a w nim mini słoiczek z 50ml produktu. Powinno się wydobywać go szpatułką, żeby nie wprowadzać bakterii do środka, więc cały czas używałam plastikowego patyczka. Masseczka ma konsystencje czerwonego błota, łatwo się rozprowadza, ale już mniej łatwo zmywa. Według producenta powinnyśmy ją zmyć po (chyba) 10 minutach - u nie siedziała na twarzy zawsze 20 minut. Jej działanie jest zauważalne od razu po pierwszym zastosowaniu. Skóra jest czystsza, wygładzona i napięta. Najlepiej od razu zastosować na nią jakiś aktywny kosmetyk. Niestety nie uważam, żeby ta maseczka wyrwała mnie z butów - jest dobra, to fakt. Ale nie piecze, nie pali, nie wyrywa siłą zaskórników - najprawdopodobniej jest to specyfika mojej "niezniszczalnej" skóry.

Zobacz post