Nowotwór, grupa wsparcia
Pomyślałam, że może Wy lub członek Waszej rodziny zmaga się z chorobą nowotworową.
Ten wątek mógłby być źródłem wsparcia i wzajemnego wymieniania informacji czy rad.
Sama mam ten problem, moja mama jest w trakcie chemioterapii i walczy z nowotworem piersi.
Ja nie mam w rodzinie nikogo kto choruje, na szczęście, ale sama niedługo będę na chemii, którą leczy się nowotwory. Życzę mamie dużo siły do walki, pozytywnego nastawienia i powrotu do zdrowia!
to smutne....
.... w mojej rodzinie kilka osób zmarło na nowotwory (w tym moi rodzice, 3 ciocie...) ....do tego opiekowałam się jednym panem chorym na nowotwór...więc temat jest mi bliski....ze swojej strony mogę tylko napisać, że NIKOMU nie poleciłabym chemioterapii, mój tata dzięki temu że zrezygnował z pełnego pakietu żył o 10 lat dłużej....dawano mu rok do 2 lat życia, jeżeli zastosuje się do zaleceń onkologa i weźmie całą chemię....wziął kilka naświetleń ale z powodu tragicznego oddziaływania zrezygnował...i to była świetna decyzja ...myślę, że jeżeli moja wiedza byłaby w tamtym czasie na obecnym poziomie to śmiało mógłby jeszcze żyć, ciesząc się dosyć dobrym stanem zdrowia (chodzi mi tu głównie o dietę i suplementację...stan ducha...wtedy coś tam wiedziałam, ale za mało....zdecydowanie za mało ....przeżycia rodzinne skłoniły mnie do poszukiwań i pogłębiania wiedzy na temat zdrowia, gdyż znajduję się w grupie ryzyka)....dodam jeszcze, że osoby które były z nim na sali (ta sama diagnoza, ten sam system leczenia - czyli chemia) zmarły w przeciągu około 2 lat (utrzymywał z kilkoma osobami kontakt...takie więzi się tworzą między chorymi...)
...mój post nie ma na celu przestraszenie czy pognębienie, ale uświadomienie sobie że są alternatywne sposoby walki z nowotworem, których się nie propaguje
...i jeszcze jedno....zawsze się mówi "walka z nowotworem", sama użyłam powyżej tego określenia, bo jest ono silnie zakotwiczone w nomenklaturze...taki kod kulturowy ....jednak walcząc z czymś nadajemy temu moc....ech...OK, nie będę się rozpisywać bo to chyba nie miejsce...
bardzo ważne jest wsparcie dla mamy, żeby się nie załamała i nie myślała negatywnie....ludzie nie zdają sobie sprawy jak ogromny wpływ na nasze zdrowie ma stan psychiczny...polecam poczytać o wizualizacjach
no i trzymajcie się
U mnie niedawno zmarła ukochana babcia.. Właśnie na nowotwór piersi, który wystąpił u niej 2 raz.
Wiem jak ciężko jest walczyć, ale warto! Dla swoich bliskich .
Jestem z Wami dziewczyny!
Mama musi być dzielna, trzymam mocno kciuki.
Mój dziadek miał nowotwór 3 razy, na razie od 5 lat nie ma żadnego nawrotu. Nie życzę nikomu takiego koszmaru jaki przeżyliśmy. Mój dziadek poddał się chemioterapii jak i radioterapii. Jednak chemię miała tą żółtą, czyli najsłabszą, strasznie bał się, że wypadną mu włosy, ale tak się nie stało. Duże znaczenie ma dieta i sposób życia po postawieniu takiej diagnozy. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
Życzę zdrowia Twojej mamie. Nigdy nie można tracić nadziei, że się poprawi.
Moja mama ma dwie serie chemii : najpierw czerwona potem biała a później radioterapia.
Czytałam o alternatywnych metodach leczenia ale przy tak poważnej sprawie nie mamy odwagi przeciwstawić się lekarzom, za dużo mamy do zaryzykowania. Więc ufam że wiedza co robią.
trzymam kciuki, żeby mama to przetrzymała musi mega wzmacniać organizm, bo zostanie całkowicie wyniszczony...
Jest mi to temat bardzo bliski. Dwa lata temu mój tato zmarł na nowotwór żuchwy.. jedyny plus tej choroby, to niesamowicie zbliżyła mnie ponownie z Tatą, odnowilismy swoje relacje. Przez ten cały ciężki okres , czytałam listy na stronie : policzmysie.pl. Tato nie miał chemioterapii bo było już za późno, jednak lekarze podtrzymali mu zycie o jakieś 2-3 tygodnie. Chorobę po prostu trzeba zrozumieć. Zyczę wszystkim dużo siły
Przesyłam dużo wsparcia dla mamy!!Myślę, że tym postem w jakiś sposób uświadamiasz nam jak ważne są regularne badania
Moja mama 2 lata temu miała raka. Nagle się okazało, robiłyśmy sobie wspólne badania, mamie wyszedł stan zapalny we krwi. Od lekarza do lekarza i z 2 tygodnie mama wylądowała w szpitalu. Torbiel na jajniku. Zrobili laparoskopię, wycięli jeden jajnik i za miesiąc przyszły wyniki badań histopatologicznych, które jednoznacznie wskazały na raka złośliwego. Od nowa mama poszła na stół, tym razem kroili, wycięli cały układ rozrodczy. Mama strasznie to przeżywała. Przez chorobę mamy i ten stres, wypadło mi pół włosów z głowy. (w chmurkach można znaleźć zdjęcia na których wyglądam jakbym sobie głowę naokoło ogoliła)
Teraz jest w porządku w miarę. Ciągła kontrola i jakoś pchniemy do przodu.
W wakacje się okazało że babcia z którą mieszkam, również ma guza. Sama doprowadziłam ją jakoś do lekarza, w końcu mieszkałam z nią pod jednym dachem i opiekowałam się nią. Gdy miała tego guza, jej procesy myślowe i mózg nie pracowały zbyt dobrze, wszystko się jej rozmywało. Jak już przeszla operację, nagle zaczęło jej odwalać bardziej niż wcześniej, tak, że musiałam się od niej wyprowadzić, próbowała zniszczyć małżeństwo moich rodziców, i po prostu pokazała jaka naprawdę jest. To znaczy że jest już zdrowa.
Nie będę się zbytnio rozpisywać, ale doskonale wiem jak to jest, gdy nowotwór pojawia się w życiu. Wiem również co przezywa twoja mama, gdyż w październiku minie mi 3 lata od zakończenia bardzo agresywnej chemioterapii. To był okropnie ciężki czas dla mnie i moich bliskich, niejednokrotnie byłam na skraju załamania, do tej pory walczę z depresją, ale wiem, że gdyby nie moje otoczenie, które bardzo mnie wspierało w tamtym czasie, to już dawno bym się poddała i zapewne przerwałabym leczenie. Dlatego Tobie życzę bardzo duży siły, Twojej mamie jeszcze więcej. Życzę dużo zdrowia, trzymam kciuki za WAS
Dziękuję wszystkim za wsparcie i za podzielenie się waszymi historiami. Mama jest po drugiej chemii, przed nami jeszcze 4....oby do przodu