Praca której nienawidzę
Tak na prawdę nie wiem co mam zrobić i nie wiem czy ktoś mi jest w stanie pomóc...
Ponad rok temu przed świętami kolega zapytał czy nie chce ktoś przyjść pracować do drukarni. Uznałam ,że spróbuje i udało mi się dostać tutaj pracę. Najpierw było całkiem przyjemnie, nie mówię bo kolega miał swoje tam dziwne zachowania, zdarzały się gorsze chwile, ale sama praca mi nie przeszkadzała, chciałam tutaj nawet zostać do końca studiów.
W marcu została przyjęta też trzecia osoba która miała trochę inne obowiązki.
W maju zepsuła nam się maszyna drukująca i kolega stwierdził ,że ma dość pracy i się zwolnił. Szybko znalazł inną.
Całe wakacje byłam sama w pracy. Doszło wiele nowych obowiązków, stale ktoś coś ode mnie chciał, ciągle musiałam odbierać telefony i słuchać nieprzyjemnych słów bo sama nie wyrabiałam się z tym wszystkim a szef mimo ,że obiecywał tak opornie mi z tym wszystkim pomagał. Dostałam premię, ale tak na prawdę była to śmiesznie niska kwota, w porównaniu z tym jak miał by ktoś kolejny przyjść i mi pomóc. Najpierw myślałam ,ze to kwestia tego ,że w pracy jest ta trzecia osoba i szef nie ma jakby tyle pieniędzy żeby jeszcze zatrudnić kogoś za tego kolegę...
Ta trzecia osoba zwolniła się w październiku.
Od tego momentu zostałam sama. Jako ,ze mieszkam także sama sytuacja zaczęła mi mocno przeszkadzać. Cały dzień nie mam się do kogo odezwać. Sytuacja zrobiła się też problematyczna gdy chce wziąć wolny dzień (a niedługo mam zaliczenia i potrzebuje czasu żeby się z tym uporać). Gdyby ktoś jeszcze tu pracował nie było by problemu bo przejął by w tym momencie moje obowiązki. Szef jednak stwierdził ,ze woli gdyby od czasu do czasu ten kolega przyjechał i ogarnął te sprawy. Bo zdarza mu się nas odwiedzać, ale głównie chce żeby mu coś wydrukować albo jego znajomemu, wtedy owszem robi to za mnie bo wie ,że mam dużo roboty a wie co i jak. Ale no czemuś się zwolnił, ma swoją pracę, ma swoje jakieś życie... Nie interesuje go to by tu przyjeżdżać i dorabiać sobie, jak przyjeżdża to raczej rzadko...
Przeszkadza mi też tutaj dojazd. Ponad godzinka rano w jedną stronę, ponad godzinka w drugą stronę. A na dodatek praca jest po za jakąkolwiek cywilizacją... Niby pracuje krótko, od 9 do 16 ale te dodać dwie godziny dojazdu, praktycznie cały dzień mam zawalony.
Klienci robią się coraz gorsi. Większość na mnie krzyczy, pośpiesza. Oprócz drukowania plakatów i obrazów co chciałam robić przychodząc tutaj do pracy, zajmuję się obsługą klienta, robię projekty ulotek plakatów co kompletnie mnie nie jara a i powinnam dostawać za to więcej pieniędzy, podliczam zestawienia dla nich, sprzątam, nawet załatwiam pewne sprawy do urzędu.
Zdarzyło mi się ,ze oberwało mi się ,że plakat nie zawisnął, gdy tego dnia gdy przyszedł nie było mnie w pracy, a szef obiecał ,że gdy mnie nie będzie to on się takimi sprawami zajmie, wiadomość została przeczytana, dlatego ją przeoczyłam... Tłumaczyłam tej pani ,że mnie nie było w pracy, usłyszałam ,ze jestem niepoważna...
Albo klientka zapisała sobie moje imię i nazwisko bo nie zrobiłam tego o co prosiła...
Klienci przypominają sobie o jakiś takich projektach które ktoś robił strasznie dawno zanim się tutaj pojawiłam, a ja spędzam pół dnia na ich szukaniu i oni tego nie rozumieją ,ze jak coś chcą to raczej powinni przysłać mi znów projekt...
Obecnie strasznie się męczę ze starszą panią która oczekuje ode mnie cudów, i ciągle wybiera projekt. Robię na tej podstawię coś dalej a ona nagle stwierdza ,ze to jej się jednak nie podoba. Mam robić więcej projektów, mam się nie trzymać jednego schematu... Nie ma pojęcia o grafice a się strasznie sadzi. Bardzo chciałabym jej powiedzieć ,że jest no właśnie niepoważna ale szef mimo ,że sam się denerwuje stara się zrobić wszystko żeby jej pochlebić...
Niestety nie mogę znaleźć jakiejś innej pracy. Wysyłam CV i puki co nigdzie mnie nie chcą... Postanowiłam iść się może doszkolić, czy ogólnie skupić bardziej na studiach... Ale rzucić tą pracę gdyż nie ma ona sensu i tylko psuje mi nerwy. Jednak rodzice stwierdzili ,że puki ją mam to mam się jej trzymać, i dalej szukać czegoś nowego... A bez ich pomocy nie poradzę sobie sama.
Szukałam też kogoś kto mógłby tutaj pracować. Jednak nie mam tylu znajomych, albo oni nie są zainteresowani pracą za tak śmieszną kwotę, z takim dojazdem i jeszcze z tyloma obowiązkami. Raz udało mi się namówić znajomego, szef nawet się zgodził żeby przyszedł i pracował, to po dniu znajomy zrezygnował...
Nie widzę puki co wyjścia i dalej tkwię w tej pracy...
Ja bym odeszła. Masz jakieś pieniądze odłożone, żeby mieć za co żyć dopóki nie znajdziesz nic innego?
Zdrowie psychiczne jest najważniejsze i na samym początku próbowałbym postawić szefowi ultimatum - wzrost stawki i dodatkowa osoba, skoro zostałaś sama to powinno mu jednak zależeć na tym żebyś została.
Zostaw tą robotę, bo tylko się w niej męczysz. Nie musisz mówić, że się sama zwolniłaś, powiedz rodzicom że szef zamknął interes czy coś i tyle. Nie wiem gdzie mieszkasz ale w większych miastach nie ma teraz problemu ze znalezieniem pracy, lepiej poszukać czegoś nowego niż dalej się męczyć.
Druga opcja jest taka, że powiesz szefowi że albo do końca miesiąca znajdzie drugą osobę do pracy i da Ci podwyżkę za to, że masz więcej obowiązków, albo się zwalniasz. Najwyżej się zwolnisz albo Cię wyleje, żadna strata.
Powinno mu zależeć na Tobie, ponieważ wiele już ogarniasz i ciężko by było, jakbyś się zwolniła i na raz musiałby kogoś szkolić. Daje Ci to moim zdaniem przewagę, ponieważ jak mu powiesz, że żądasz podwyżki i pomocy, jak już było pisane, powinien Ci dać, bo inaczej postawi się w o wiele gorszej sytuacji. Musisz być jednak stanowcza i nie bać się tej rozmowy, bo jeśli wyczuje, że i tak byś została to możesz dostać marną tą podwyżkę. Nie ma co sobie tracić nerwów, na prawdę. Współczuję położenia, może uda Ci się jakoś to załatwić po Twojej myśli.
Na Twoim miejscu szukałabym czegoś innego. Szkoda nerwów i zdrowia w szczególności.
Tak jak dziewczyny piszą, spróbuj pogadać z szefem.
ROzumiem Twoją sytuację. RObienie za trzech przy jednej wypłacie nie jest sprawiedliwe i na Twoim miejscu od razu powiedziałabym szefowi, że mam tego dość i chcesz podwyżkę, albo rezygnujesz. Praca niszczy Ci nerwy, a co dopiero będzie, gdy nadejdą egzaminy? Musisz zwiększyć intensywność szukania innej pracy, najwyraźniej czas na zmianę skoro nie szanują Ciebie, a klienci są jak wrzody.
Faktycznie jesteś w ciężkiej sytuacji, ale nie poświęcaj studiów w imię beznadziejnej roboty i jeśli będziesz faktycznie miała dość, to po prostu zrezygnuj. POWODZENIA i trzymam za Ciebie kciuki!
Na pewno się nie zwalniaj, dopóki nie znajdziesz nowej pracy. Przynajmniej ja bym tak nigdy nie zrobiła, bo zostać bez żadnego dochodu to dla mnie coś strasznego, zwłaszcza, że mieszkasz sama. Próbuj wysyłać CV do przeróżnych firm, może akurat w całkiem innej branży niż byś chciała poczujesz się zadowolona w stu procentach
kochana, nic na siłę! praca zawsze się znajdzie, często ludzie odzywają się dopiero po jakimś czasie, odkąd dostają CV. Praca, pracą, wiadomo - fajnie jest mieć swoje pieniądze, ale nie kosztem Twojego samopoczucia! życzę Ci szybkiej zmiany pracy i odpoczynku!
Ja bym pewnie nie odeszła, chyba, że znalazłabym inną pracę. Ale ja mam taki głupi charakter, że od razu widzę w wyobraźni, iż na pewno później już nic nie znajdę i w ogóle będzie źle. Więc tym, co ja bym zrobiła lepiej się nie sugerować. Szczególnie, gdy się tak męczysz.
Za to każdemu w takiej jak Twoja sytuacji radziłbym odejść z pracy. Zdrowie jest najważniejsze, a w przypadku gdy się tak męczysz, stresujesz w pracy, możesz je szybko stracić. Poza tym masz jeszcze studia, które w tym momencie nie jest łatwo pogodzić z pracą przez brak dodatkowej osoby. Więc z tych powodów lepiej byłoby zwolnić się z pracy lub spróbować porozmawiać z szefem, postawić mu ultimatum. Jednak wszystko zależy od Ciebie, bo wszystkie możliwe opcje są poważnymi i trudnymi decyzjami.
Wiem co czujesz, miałam podobną sytuację i odeszłam z pracy z końcem grudnia. Pracowałam w butiku odzieżą i różnymi akcesoriami. Pensja najniższa średnia krajowa i przy tym wielka odpowiedzialność a jak coś było źle to świeciłam oczami i przed klientami i szefową. Pracowałam od poniedziałku do soboty sama jedna nie miałam zastępstwa a jak już było to zawsze coś się nie zgadzało, zazwyczaj stan kasy, który o dziwno dzień wcześniej się zgadzał co to grosza. W lokalu było zimno i co chwila coś się psuło, po 10 miesiącach stwierdziłam, że mam dość byłam wyczerpana i fizycznie i psychicznie. Podobnie jak Ty wykonywałam prace poza moimi zadaniami, zdarzało się (i to często), że musiałam biegać na pocztę robić wysyłki firmowe i to przed lub po godzinach pracy a dla siebie i tak miałam niewiele czasu. Nawet nie mogłam dostać wolnego aby iść do lekarza i chodziłam do pracy chora (aktualnie mam zapalenie migdałów i ucha) ale co to kogo obchodziło byłam wykończona psychicznie i fizycznie. Doszło do tego, że prawie zemdlałam przy klientach i raz wylądowałam na pogotowiu a w domu usłyszałam, że nie dbam o zdrowie jak mówiłam, że odchodzę to wszyscy mieli pretensje. Moja praca moje zdrowie i wiem, że nie jest łatwo ale trudno i gdybym słuchała "mądrości" innych doprowadziłabym się pewnie do gorszego stanu bo przecież miałam taką dobrą pracę... Zrób jak uważasz to tylko i wyłącznie Twoja decyzja, jeśli odejdziesz rodzina może i nie będzie zachwycona (podobnie jak u mnie) ale inni nie powinni za kogoś się wypowiadać a tym bardziej podejmować decyzji. Powodzenia
Tak jak dziewczyny piszą- najpierw rozmowa z szefem. Wiem, że głupio tak się szefowi postawić ale chyba nie masz wyjścia. Powiedz że albo kogoś jeszcze zatrudni, albo się zwalniasz bo nie wyrabiasz. Pracowałam dwa miesiące w pracy, która mnie tak zniszczyła psychicznie i fizycznie, że po tych dwóch miesiącach szef mnie wiózł na SOR... Więcej tam nie wróciłam. Szukaj czegoś innego jeśli się nic nie zmieni, szkoda życia i zdrowia.
Nie ma co się męczyć,a tym bardziej jeżeli tej pracy nie lubisz.Sama kiedyś pracowałam w miejscu gdzie było w miarę ok,ale co z tego skoro szefowa była nie do zniesienia i kilka pracownic.Cały czas się męczyłam,bo obrywałam za byle co.W końcu zrezygnowałam,bo nie chciało mi się słuchać jak bardzo wszystko robię źle.