Ja mam sesję w lutym ale prawie wszystko zaliczamy przed sesją. Nie rozumiem po co ludzie tak kombinują, najpierw chcieli ustalić 6 egzaminów w jeden dzień (!!!!!), po dyskusji udało nam się dojść do porozumienia i w zeszła sobotę mieliśmy 3 egzaminy. Nikt się dobrze nie nauczył, zaraz będzie płacz że egzaminy nie zdane. Studenci sami sobie utrudniają, bo im się nie chce przyjeżdżać na egzamin, ale przyjechać i tak trzeba, nie ważne czy teraz czy w lutym, a tak to pojadą dwa razy bo jeszcze na poprawkę
tymczasem dzisiaj i jutro mam kolokwium, ale słabo umiem, na to jutrzejsze nawet nie mamy materiałów
@Jednafiga chyba wszędzie tak jest, u nas wszystko ustawiali na początek sesji, najlepiej wszystko w 2-3 dni, a później był płacz, że się nie wyrabiają z nauką
U mnie zawsze rozkładaliśmy egzaminy na cała sesję, żeby mieć czas na naukę. Nawet jesli były tylko dwa egzaminy (co się nie zdarzało raczej), to jeden był na początku sesji, a drugi na końcu. Dla niecierpliwych były w końcu zerówki.
To jest chyba jasne, że warto się starać... Ale dla siebie i dla samodoskonalenia. Ja uczyłam się nie po to, by mieć najwyższą średnią, ale by samej szkolić język i potrafić się nim posługiwać, oraz by wiedzieć, jak uczyć innych .Niemniej jednak nie wrzucałabym tu każdego do jednego worka. Często oceny nie świadczą o faktycznych umięjętnościach. Skoro podałaś przykład, to i ja to zrobię - jeszcze na licencjacie mieliśmy w grupie chłopaka, rzadko uczęszczał na zajęcia, z przedmiotów, gdzie trzeba było wykuć materiał na blachę - innego sposobu na zdanie nie było, miał bardzo słabe stopnie. Natomiast władał językiem świetnie, miał idealny akcent, potrafił swobodnie się wysławiać, ze słuchania (przedmiot), gdzie naprawdę 3/4 roku miało problemy, często awanse, on bez niczego dostawał 5, ponieważ to była wrodzona jego umiejętność. Słuchania języka nie da się nauczyć w ciągu tygodnia czy wkuć na pałę. I jak myślisz, kto znalazł wcześniej pracę na stałe, typowy przykładny student, czy on? Chyba nie muszę odpowiadać. Wszystko zależy od tego, jak pracodawca zamierza testować przyszłego pracownika. Jeżeli robi to w taki sposób, że bierze pierwszego lepszego z wyższymi ocenami, no to idzie baardzo na łatwiznę.
To, że pracodawcy przyjmują pracowników kierując się głównie ocenami, to coż, dla mnie to wielki błąd. Często takie osoby kończą swoja przygodę z daną praca, bo wiedzą, że stopnie im nie pomogły i nie pomogą w byciu dobrym w praktyce, przecież studia głownie to teoria, a praktyka jest przecież najważniejsza.
Nie mówie, że to jest norma. Uważam z autopsjii, czy opowiadań, że jednak dobre oceny czasem = dobry pracownik. Nie zawsze.
U nas nie praktykuje się zerówek, w tym roku mieliśmy pierwszy raz z jednego przedmiotu i to tak w sumie przez przypadek. Po prostu jedna osoba (nie starościna) poszła i sobie ustaliła termin egzaminu na piątek, godzina 13. Nikt o tym nie wiedział, nikogo nie pytała o zdanie, no a na studiach niestacjonarnych piątek godzina 13 to nie jest odpowiednia pora na egzamin. Starościna już nie chciała robić wojny i dogadała nam drugi termin, ale rozwala mnie to, że na studiach magisterskich są tak niepoważni ludzie (żeby było śmieszniej, osoba która sobie samowolnie ustaliła egzamin jest jedną z najstarszych osób na roku, ma firmę, dzieci, a zachowała się jak gówniara).
@nanazwa001u nas zaraz będzie płacz że pół kierunku coś uwaliła, no ale większość osób nawet nie miała się kiedy uczyć na 3 egzaminy mam nadzieję, że ja chociaż wszystko zaliczyłam
masz rację, ale jeśli pracodawca chce zatrudnić kogoś od razu po szkole, nie robi jakichś egzaminów, a jedynie zwykłą rozmowę no to weryfikuje przyszłego pracownika właśnie przez osiągnięcia na studiach. Zwłaszcza, jeśli są to mocno teoretyczne studia, tak jak moje. Co innego jeśli chodzi o język, może przeprowadzić rozmowę właśnie w tym języku a co innego jeśli chodzi np. o pomoc społeczną, jak w moim przypadku - musi zapytać czym jest, na czym to polega. Nie będzie badał u nas znajomości programów i pisania decyzji bo wie, że tego na studiach nie było. Później owszem - musi być selekcja, wiadomo - nie każdy będzie się nadawał do takiej pracy. Ale jeśli chodzi o początki - przynajmniej w mojej dziedzinie, o czym cały czas wspominam - to pracodawca patrzy właśnie na oceny i dyplom, bo umiejętności praktycznych u nas nie ma.
Mam kartę podarunkową do empiku na 50 zł i kompletnie nie wiem co sobie kupić Nie chcę książek (nie lubię wersji papierowych a ebooki wolę ściągać z chomika albo kupować w tańszych miejscach ), nie potrzebuję żadnych kosmetyków, rzeczy DIY, czy czegokolwiek co widziałam w Empiku. Chciałam sobie kupić kalendarz ale nie było takiego jak mi był potrzebny.
Co bym mogła kupić żeby wykorzystać tą kartę? Nawet chciałam kupić jedną książkę ale jest niedostępna
Matka by mnie z domu wyrzuciła, ale ja na pewno zerknelabym na kubki termiczne, bo mają fajne napisy
Karta jest rok ważna. Zostaw sobie -- zawsze za to może kupić komuś prezent na urodziny/imieniny czy inne święto : )
Może masz w najbliższym czasie urodziny lub inną okazję kogoś bliskiego i znajdziesz jakiś upominek?
Kup długopis parkera ale jak teraz myślę to tak z musu jakbym tam miała coś kupić też bym nic nie znalazła i pevnie vyszłabym z czekoladami bo są tam dość tanie hahha
Ja dostałam swojego Parkera na pożegnanie absolwentów w internacie, czyli już prawie 2 temu i nadal leży, nie użyłam go nawet razu
Długopisy Parkera polecam, mam jeden i używam co chwilę, ja po prostu już innym nie lubię pisać
A może właśnie słodycze od biedy haha albo jakieś pierdoly typu pudełko ozdobne, figurki, nawet biżuterię widziałam w empiku. Brelok do torebki... hm coś na pewno znajdziesz
Dziewczny nie mogę poradzić sobie z bałaganem ! Ciągle sprzątam i po chwili mam bałagan CIągle wyrzucam zbędne rzeczy, mam zero bibelotów i już nie wiem co robić
żadne pierdoły do mnie nie przemawiają, a słodyczy nie lubię chyba tylko ten długopis zostaje