Samo kupno samochodu to duży wydatek, ale później dochodzą jeszcze różne opłaty, naprawy, konserwacje a nawet samo paliwo.
Zgadza się. Ja swoje sprzedałam chwilę po przeprowadzce, bo stwierdziliśmy z chłopakiem, że zostawimy tylko jego skoro i tak razem mieszkamy. Przegląd i OC do mojego by Nas przerosło, a samochód i tak by stał i tak..
Oczywiście, nie sam samochód miałam na myśli tylko ogólnie fakt jego posiadania wiąże się z dużymi kosztami. Ja jednak mieszkam w malutkim mieście, żeby dojechać do najbliższej biedronki mam 6 km, nie mowiac o jakichś sklepach z konkretnymi ciuchami - 25 km. Więc niestety samochód jest mi niezbędny, gdybym mieszkala w wiekszym miescie jak wczesniej w Białymstoku to nie kupowałabym samochodu bo mpki mi wystarczyły, dojeżdżały wszędzie i nie w takim długim czasie
Na początku to nawet gorzej, ja miałam tak że cały czas chciałam jeździć, nie ważne gdzie, byleby jeździć
Wiem o czym mówisz, też mieszkam w małym miasteczku i to jeszcze od samego centrum spory kawałek.
Miałam to samo do czasu przeprowadzki do miasta. Bez samochodu jak bez ręki. Nawet do liceum jak chodziłam to jeden jedyny autobus o 6;30 a ja czasem zajęcia miałam na 11, więc wybawieniem było wówczas zdanie prawka i kupienie pierwszego auta.
Dzisiaj luby ma urodziny a ja zdcham w domu - trzy dni temu przytargał coś brat ze szkoły, dzisiaj mnie też już całkiem rozłożyło.. niech mnie ktoś pocieszy!
Ja to w ogóle podziwiam kierowców, sama nie widzę się za kierownicą - dobrze mi po stronie pasażera Kilka lat temu tata uczył mnie jeździć na motocyklu, ale mam jakąś psychiczną blokadę i nie potrafię skręcać w prawo Kiedyś będę chciała się przełamać i zrobić prawko, ale na razie wolę męczyć się z autobusami
@nazwa001 u mnie to też będzie trochę wyższa konieczność, od kilku miesięcy szukam pracy, a w mojej miejscowości (o ile Krajenkę można nazwać miastem), nie mam na to szans Największe ma w oddalonej o prawie 30km Pile, a już na studiach miałam dość dojazdów autobusami, tak mi się wtedy zepsuła odporność, że masakra - do końca liceum potrafiłam chorować raz na rok-dwa, teraz to jestem przynajmniej 5-6 razy w roku chora ;/
Mam nadzieję, że przełamanie się zajmie mi trochę mniej czasu, chyba po prostu pójdę na kurs od razu jak będzie mnie na to stać, w końcu czekanie nic nie da
No czasami czekanie jest bez sensu, ale z drugiej strony jesli będziesz robiła to na siłę a przy tym będziesz się bała czy coś takiego to nie mając z tego żadnej przyjemności po pierwsze będziesz się męczyła, po drugie stresowała a po trzecie może Ci iść dużo gorzej niż byś chciała. Więc z jednej strony czekanie bez sensu, a z drugiej lepiej poczekać niż robić coś z musu
W sumie to się już tak ani nie boję, ani nie stresuję, chcę to po prostu zrobić i tyle, mam już w sumie dość faktu, że w dużej mierze jestem ograniczona i uziemiona. Strasznie męczące jest to, że trzeba się dostosowywać do rozkładu, szczególnie jeśli jest strasznie słaby ;/
Ja ostatnio chciałam wrócić z sąsiedniego miasta autobusem do domu to jeden autobus był o 9:50 (miałam lekarza o 9:20 i myslalam ze zdążę, ale dostałam skierowanie do okulisty) a następny o 11:50 (również nie zdążyłam i to dosłownie 10 minut) a kolejny 13:40, więc straszna lipa.
Dziewczyny, zwariuje normalnie. Pisałam już tu kiedyś o uszkodzonym telefonie, który otrzymałam przy zwrocie z gwarancji. Wyobraźcie sobie jacy oni są nienormalni. Producent go otrzymał w takim stanie od sklepu i nie naprawi go. Więc teraz w poniedziałek czeka mnie jedna wielka wojna w sklepie. Chociaż dziś już wystarczająco ta infolinia wyprowadziła mnie z równowagi. Ciekawe ile jeszcze będę czekać na to żeby odzyskać telefon z normalny stanie, albo pieniądze z powrotem. ;/
ide sobie dzisiaj do KIK zobaczyć co tam jest fajnego, a tutaj już Boże Narodzenie podobno w Niemczech juz od dawna markety mają świąteczne artykuły