Mineralny balsam do dłoni marki YOPE to kosmetyk, którego skład w aż 97% jest naturalny. Znajdziemy w nim 4 rodzaje olejków, masło shea a do tego cały zbiór minerałów glin, miedź, potas, magnez, sód i cynk. Zapach jest bardzo orzeźwiający, dla mnie cytrynowy z czymś jeszcze co przełamuje kwaśność, jakby morską nutą. Produkt rozprowadza się bardzo dobrze i szybko wchłania jak na tak naolejowany kosmetyk. Opakowanie jest genialne, bo nie dość, że śliczne i nie przesłodzone to do tego posiada praktyczną pompkę dzięki, której unikniemy wydostania się nadmiernej ilości kosmetyku. Opakowanie jest dość rodzinne, bo objętość 0.5 litra balsamu do rąk, ale dla mnie to wielka zaleta. Z pewnością gdy już wkroczę w dezynfekcyjny świat praktyk będzie szedł jak woda na przesuszone dłonie. Myślę też już o tym, żeby spróbować nakremować nim włosy, bo skład jest bardzo obiecujący i jestem ciekawa efektu. Uwielbiam wcierać go w dłonie a szczególnie gdy muszę nawilżyć skórki :)

Szczerze powiedziawszy byłam do tej pory sceptycznie nastawiona do tego typu wynalazków, bo kojarzyły mi się z twardymi szczotkami, którymi na pewno nie chciałabym się drapać po twarzy. Moje zdanie zmieniło się o 180 stopni gdy tylko dotknęłam mojej nowej szczoteczki. Jej włosie jest mocno zbite, ale przy tym mięciutkie. Mam ochotę cały czas miziać się nią po twarzy . Dzięki elastycznej rączce i małemu rozmiarowi z pewnością uprzyjemni mi codzienne wykonywanie makijażu. Moja wersja dedykowana jest do rozcierania konturów i nakładania różu, jednak sądzę, że doskonale spisze się też przy aplikacji korektora na twarzy. Nie pozostawia smug i uwielbiam wykonywać nią makijaż.