Too Faced

Lip & chic tint Too faced. Wpadł mi do koszyka jakoś tak spontanicznie i nie żałuję że wydałam na niego prawie 60zl. Konsystencja to coś jak kisiel. Zupełnie siebie lepi, ładnie się błyszczy i nie wypływa poza kontur ust. A gdy ta świecąca warstwa się "zje" zostaje różowa poświata na ustach. Dodatkowo olejek bardzo długo się utrzymuje na ustach, ładnych parę godzin. Jestem bardzo zadowolona z zakupu. Wybrałam najdelikatniejszy kolor peach bloom, który na ustach zostawia różowy (chłodny) tint. Aplikator to takie śmieszne "kopytko", duże i o dziwnym, wygiętym kształcie. Aplikator nabiera bardzo mało produktu, trzeba go kilkukrotnie dokładać. Na policzkach daje lekko różową taflę, ale nakładam go na "gołą" skórę, myślę że podkład mógłby rozpuścić.

Zobacz post

Lubię produkty dwa w jednym, więc ten tint był dla mnie strzałem w dziesiątkę. Na początku przeraził mnie kolor, który na ręce wyglądał na wpadający w fiolet (ostatnie zdjęcie), ale na szczęście na twarzy nie ma takiego trupiego efektu.

Produktu używam na policzki jako różu oraz przed makijażem na usta, w celu ich nawilżenia. W obu zadaniach sprawdza się świetnie. Jest bardzo wydajny! Na policzki nakładam go dosłownie malutką kropkę, a i tak jest bardzo widoczny. Łatwo nałożyć go palcami, dobrze wklepuje się w skórę.

Co do efektu na ustach - świetnie je nawilża! Ma przyjemną, olejkowatą konsystencję. Jest prawie niewidoczny, jak lekko zabarwiony balsam.

Nie mogę na koniec nie wspomnieć o jego pięknym zapachu. Wad, mimo usilnego szukania, nie znalazłam. To produkt idealny do zrobienia szybkiego make-up no make-up czy zabrania na wakacje, kiedy to miejsce w kosmetyczce warto oszczędzać. 😄

Zobacz post