KOBO
Rozświetlacz w płynie do twarzy i ciała
Mój odcień to 2 Beach Party.
Tego gagatka czasem pożyczyłam od Szwagierki. 😁 pisałam już kiedyś, że jakoś nie przepadałam nigdy i nie używałam tego typu kosmetyków, dlatego też nie kupowałam ich. Ale to od niego właśnie wiem, że to był błąd. Nic tak jak rozświetlacz nie rozpromieni skóry, nie nada jej subtelnego blasku... Choć miłością wielką zapałałam do innego to ten z Kobo też daje radę!
Zamknięty był w szklanym opakowaniu z pompką przez co wydostanie go nie sprawiało trudności. Jak sam producent już nas nakierowuje, jest to produkt w płynie. Trzeba się liczyć z tym, że pompki należy używać ostrożnie by nie chlapnąć się zawartością. Pompka i zatyczka były czarne, a sam flakonik matowy a przezroczysty przez co widać ubytek kosmetyku.
Rozświetlacz miał konstytucję rzadkiego kremu. Sunął bez ustanku po skórze, zostawiając za sobą mocny ślad. Skrzył się niemiłosiernie, nawet najmniejszy ruch pokazywał co raz to nowsze barwy. Na pełnym makijażu twarzy trzymał się super. Używałam go również na dekolcie choć wystarczyła Ociupinka i też pięknie się prezentował. Okazał się też dość trwały, także chwała mu.
