Bieszczady okryte białym puchem
Cześć!
Pozostając jeszcze w klimacie zimy, zaproszę Was w Bieszczady okryte białym puchem <3. Dla Clouders co nie widziały relacji na Instagramie, pozostawiam wpis na naszym Infoblogu :).
Słowem wstępu chciałam nawiązać do utartego już przekonania w kwestii odludnienia w tym rejonie. Byłam w Bieszczadach we wrześniu, gdzie było dosyć ludzi, ale na popularnych szlakach i "kurortach" niczym z owianego sławą Ciechocinka :D. Na przykład w Polańczyku, udając się na wieczorne zakupy do małego sklepiku pojawiał się uśmiech na twarzy, widząc seniorów wywijających żwawo na dancingach. Restauracje były oblegane, a zewsząd można było spotkać spacerujących turystów lubujących się w klimatach tego typu miasteczek. Odwiedzając Polańczyk ponownie w styczniu, widać było ogromny kontrast. Nie było otwartej żadnej restauracji, a na plaży spotkaliśmy zaledwie dwie osoby. Dosłownie miasto niczym z The Last of Us <3. Udając się w stronę Ustrzyk Dolnych ( tutaj tętniło życie przy stokach), gdzie mieliśmy przenocować, zahaczyliśmy jeszcze obowiązkowo o zaporę w Solinie, gdzie ( o zgrozo!) nie spotkaliśmy ani jednej osoby :P. Za to parking był za darmo poza sezonem :D.
Kiedyś, zanim nastąpiły przymusowe wysiedlenia, w tych rejonach mieszkał ogrom ludzi. Cechą Bieszczad była również wielokulturowość i wielonarodowość. Czar dla wielu prysł, a dla nas obecnie paradoksalnie jest. Ciekawostką może być fakt, że przez wieki Polacy stanowili na tych obszarach tylko 8% ludności, miażdżącą przewagę mieli Rusini, a kolejno Żydzi. Gdzieniegdzie możemy natknąć się na ruiny domów, cerkwi oraz drzewa owocowe pamiętające tamte czasy i swoich właścicieli. Zaproszę Was najpierw do jednej w takich cerkwi pw Przemienienia Pańskiego w Berezce k. Polańczyka.
Drewniana cerkiew w tym miejscu powstała w XV wieku, którą później w 1868 roku zastąpiła murowana. Po roku 1947 została ona opuszczona, a niespełna trzy lata później kościół katolicki próbował ją przejąć - bezskutecznie. Tak więc popada w coraz większą ruinę, jednak ( jeszcze) w dalszym ciągu możemy podziwiać freski na łukach.
Kolejnego dnia udajemy się na wieżę widokową w Mucznem. Pierwszy parking przed wsią - nieczynny, za to na drugim przy Centrum Promocji Leśnictwa miejsc było do wyboru do koloru :). Po drodze była również pokazowa zagroda żubrów ( nieczynna) oraz miejsce, gdzie można się zagłębić w historię wypalania węgla w retortach. Takie pytanie poboczne - kto oglądał Watahę? :D <3 Nie zdążyliśmy zwiedzić kryjówki Rebrowa, ponieważ uzyskaliśmy informację od mieszkańców, że została już rozebrana :(. Wracając. Wejście na szlak jest bardzo słabo oznaczone, a zimą nie wspomnę, ponieważ nie było ŻADNYCH śladów człowieka :P. Po omacku dotarliśmy za Centrum Promocji Leśnictwa, gdzie rozpoczęliśmy swoją krótką wycieczkę :). Obowiązkowo wjechały raczki, które są mega udogodnieniem. Sama wieża nie znajduje się na imponującej wysokości ( 907 m n.p.m) , ale przy ładnej pogodzie oferuje imponujące widoki. My niestety na taką nie trafiliśmy. Klimatu całej wędrówce dodały ślady wilka na szlaku, które uciekły w głąb lasu xD. No cóż, to my byliśmy gośćmi.
Wracaliśmy inną drogą, aby zobaczyć ruiny leśniczówki Brenzberg, gdzie Ukraińska Powstańcza Armia ( UPA) w barbarzyński sposób wymordowała bezbronne 74 osoby. Z zeznań świadków zastali oni okaleczone i zmasakrowane zwłoki kobiet, dzieci i księży z odciętymi głowami. Koszmar. Odchodząc z wielkim smutkiem i nostalgią z tego miejsca udajemy się do kolejnej cerkwi - tym razem odbudowanej.
Łopienka. Wieś, która już nie istnieje jak wiele innych w których byliśmy. Tutaj jednak znajduje się jedyna taka odbudowana cerkiew w Bieszczadach. Całkiem inaczej wygląda jesienią, a inaczej zimą <3. Kiedyś odbywały się tu liczne pielgrzymki do cudownej ikony Matki Boskiej ( teraz tutaj znajduje się kopia, oryginał jest w Polańczyku). Tak jak inne wsie, Łopienka nie przetrwała II Wojny Światowej. Mieszkańcy również zostali przymusowo wysiedleni. Idąc z eleganckiego parkingu można podziwiać jeszcze pamiętające tamte czasy betonowe "balustrady" przy drodze. Jesienią widziałam również owocujące jabłonie. W poprzedniej porze roku przed cerkwią siedział również pan, który z zamiłowaniem opowiedział nam całą historię. W zimie myślałam, że nie będzie można wejść do środka ( nikt nie pilnuje przybytku), ale było otwarte a cerkwi pilnował śnieżny aniołek :) <3.
Jest tyyyle do zwiedzenia, ale to zostawimy na następny raz, trzeba sobie dawkować :D. Byliśy jeszcze w wielu miejscach, ale o nich następnym razem jak ponownie wrócimy w moje ukochane teraz - Bieszczady <3.
Dziękuję za wytrwałość, do zobaczenia! <3
Komentarze
Zaloguj się albo założ konto i udzielaj się w komentarzach.