O samoopalaczach NDK SKN słyszałam same pochlebne opinie, dlatego zdecydowałam się na licytację tego swopa, niestety odrobinę się zawiodłam... Jednak zaczynając od plusów: jak na samoopalacz pachnie w porządku, sam zapach jednak zdaje mi się być dość... octowy(?). Formuła pianki bardzo ułatwia pracę, podoba mi się, że od razu widzę, gdzie i w jakiej ilości nałożyłam produkt, który bardzo dobrze się rozprowadza, a z suchej skóry nie przechodzi na ubrania bądź pościel. Wystarczy jednak chociaż odrobina wody, czy nawet potu, a samoopalacz znika. Stosowałam go według zaleceń producenta, aby uzyskać jak najmocniejszy efekt przez 3 dni z rzędu. Wiedząc, jak szybko znika po kontakcie z wodą smarowałam się nim na noc. Dopóki jest na skórze, działanie jest widoczne, kolor wpada lekko w pomarańcz, jednak nie wygląda bardzo sztucznie. Niestety myśląc o wypadzie nad jezioro/basen czy nawet spacer/imprezę z zagrożeniem deszczu lepiej spłukać nalot, aby nie zrobiły się dziury i nie pobrudzić ubrań. Mimo stosowania go 3 dni z rzędu efekt okazuje się prawie niewidoczny. Stosowałam go tylko na nogach, aby porównać go z rękami, niestety nie ma prawie żadnej różnicy w kolorze, szkoda, mam jasną karnację, więc raczej nie jest to kwestia dobrania koloru.

Nigdy wcześniej nie miałam żadnej rękawicy do rozprowadzania samoopalacza, dlatego też nie mam porównania. Jednak ta spisywała się wyjątkowo dobrze, strona z napisami jest lekka, a do nakładania samoopalacza służy wewnętrzna strona wykonana z pianki poleczonej specjalnym, mięciutkim materiałem. Dzięki ciemnemu kolorowi nie widać zabrudzeń. Rękawica nie zjada dużo produktu, rozprowadza go bez dziur i smug.