Przez ten wątek aż teraz weszłam na usosa, już od chyba miesiąca siedzę jak na szpilkach, kiedy się pojawią jakieś rejestracje, ale wciąż nic tam nie ma. Ale jestem zła, bo już wolałabym cokolwiek wiedzieć, na jaki plan mogę liczyć i jak to rozegrać.
O, współczuję poprawek .
Pocieszam się myślą, że jeszcze tylko 3 lata, wypie***lam z tej uczelni w podskokach.
@Lacrimosa akurat na szczęście do tej pory nie miałam żadnych poprawek - a wtorkowy egzamin to pierwszy termin
A ja wiedząc, że mam 3 egzaminy w kampanii wrześniowej nie uczyłam się całe wakacje i olśniło mnie dzień przed pierwszym egzaminem. Cudem zdałam te 3 egzaminy pełna nadziei przypomniałam sobie że mam do zapłacenia warunek bo babsztylowi jednemu nie trafiłam na biurko hahaha wiem to bo na pytanie czy moge zobaczyć swoją pracę odpowiedziała, że to jej własność a rektor od spraw studenckich to jej przyjaciółka i mnie wyśmiała jak poszłam z skargą więc no KOCHAM STUDIA ( ironia )
O, kurczę... No ja muszę przyznać, że u mnie wykładowcy są raczej fair wobec studentów i tego typu historie słyszę od ludzi z innych kierunków.
Masakra jakaś. Już od miesiąca próbuje dostać się do burmistrza, bo chciałam w gminie odrobić staż. I ciągle mam przesuwają wizytę. Dzisiaj już nerwowo nie wytrzymam i aż się popłakałam.
W sumie to ja już nie wiem na co liczę. I dlaczego robię sobie jakieś nadzieje.
współczuję... najgorzej jak tak wszystko na ostatnią chwilę. Ja przed wakacjami specjalnie powiedziałam, że chcę ostatni możliwy lipcowy termin obrony, bo nie będę się stresować, że się nie wyrobię. I w sumie wyszło mi to na dobre, co tam, że nie broniliśmy się wszyscy razem.
Jakiś miesiąc temu w końcu wyprowadziłam się od faceta którego nie kochałam (w końcu), chciałam dać drugiemu szanse z mojej klasy a on nagle sobie znalazł dziewczynę... (A wcześniej zachowywał się jakby chciał żeby między nami coś było... ) Mam wrażenie ,że nie jest mi pisane szczęście w miłości... Ech niby się tym nie przejmuje i szukam z optymizmem kogoś dalej ale takie szczęście to mi się za często zdarza...
Muszę się wam pożalić, bo nie wytrzymam... Mój chłopak ma ostatnio jakiś gorszy okres, cały czas się obraża o byle pierdołę, a nawet jak to on zrobi coś złego i ja się wkurzę zaraz odwraca kota ogonem i zwala winę na mnie. Mi się nie chce z nim kłócić i jakieś drobnostki puszczam mimo uszu, a on to chyba wykorzystuje. Wczoraj pojechałam do niego i specjalnie napisałam wcześniej, żeby wyszedł po mnie na przystanek bo się boję, ale oczywiście tak mu super poszło że spotkaliśmy się przy drzwiach... Zdenerwowałam się, ale chwilę ochłonęłam i mi przeszło, no ale już wielki foch i on się nie odzywa, bo jak to ujął 'odwdzięcza się'. Nie wiem już co mam robić
u mnie była taka sytuacja wczoraj...jestem przeziebiona, czuje sie fatalnie, no ale do pracy trzeba chodzic (ach nasz rossmann XD). Wczoraj rano poprosiłam Adasia zeby mnie zawiozl do pracy, bo ledwo sie ruszam. Odpowiedz brzmiala nie, bo cos ma z samochodem i boi sie nim ruszyc, bla bla bla....wiedzialam ze rzeczywiscie cos mu sie dzieje wiec nie nalegalam, ubralam sie cieplo i pognalam do pracy. Zadzwonilam do niego w ciagu dnia zapytac co i jak, co robi, ze pewnie sie nudzi beze mnie :p No a okazalo sie, ze koledzy u niego są. Spoko, niech sie spotyka z nimi co mi tam. Ale jak uslyszalam, ze jedzie ich do domu porozwozic, to sie we mnie zagotowalo Bylam wkurzona ze ja taka ledwo ciepla musialam dymac na piechte w tym zimnie i wietrze + deszcz, a koleszków to odwiózł...